Wokół Imane Khelif oraz Lin Yu-Ting pojawiło się w ostatnich dniach multum artykułów, nie zabrakło też uwag na temat "mężczyzn rywalizujących w kategorii kobiet". Sytuację z nieprawdziwych informacji postarał się oczyścić Mateusz Fudala z TVP Sport. Skomplikowana sytuacja Khelif O mało którym bokserze mówiło się w ostatnim czasie tak wiele, jak o Imane Khelif. Jeszcze zanim Algierka rozpoczęła swoje zmagania na igrzyskach olimpijskich w Paryżu media zaczęły węszyć spisek, sugerując, że kobieta jest transseksualistą rywalizującym z kobietami. Swojej opinii nie poprawiła w czwartek, gdy po 46 sekundach jej przeciwniczka, Angela Carini, poddała pojedynek ze złamanym nosem. "Nigdy nie dostałam tak silnego ciosu" - te słowa Włoszki odbiły się niezwykle szerokim echem. Jak zwraca uwagę Mateusz Fudala, mniej osób postanowiło zacytować dalszą część wypowiedzi. "Jeśli MKOl powiedział, że może walczyć, szanuję tę decyzję. To wycofanie i brak podania ręki to nie było coś, co zrobiłam zamierzenie. Właściwie to chciałabym przeprosić ją i wszystkich. Byłam zła, bo moje marzenia o medalu olimpijskim poszły z dymem. Nie mam nic przeciwko Khelif. Gdybym spotkała ją ponownie, przytuliłabym ją" - mówiła Carini. Dziennikarz TVP Sport postanowił obalić kilka mitów, które wyrosły wokół 25-latki. Po pierwsze należy podkreślić, że Khelif jest kobietą, która rywalizuje na kobiecych ringach od 2018 roku. Ponadto nie ma mowy o tym, by była ona osobą transseksualną, bo jest to zakazane w Algierii. Ponadto brak jakichkolwiek dowodów na to, że 25-latka posiada chromosomy XY, bo tę informację przekazała rosyjska agencja TASS, delikatnie mówiąc, niebędąca rzetelnym źródłem. Warto też dodać, że zarówno Khelif, jak i Yu-Ting brały już udział w poprzedniej edycji igrzysk olimpijskich. Wówczas nie wytworzył się jednak wokół nich szum, być może dlatego, że szybko pożegnały się z turniejem. Źródła należy szukać w konflikcie z Międzynarodową Federacją Bokserską Fudala twierdzi, że początków tej kontrowersji należy szukać jeszcze w 2016 roku. Po igrzyskach w Rio de Janeiro udowodniono korupcję i ustawianie pojedynków. Wówczas szefem Międzynarodowej Federacji Bokserskiej (IBA) był współpracownik Władimira Putina, Gafur Rachimow. Podejrzewano go o przynależność do rosyjskiej mafii. W 2020 roku zastąpił go inny bliski znajomy Putina, Umar Kremlew. Z kolei w maju 2022 roku - już po rozpoczęciu inwazji Rosjan na Ukrainę - Kremlew został "wybrany" ponownie. W oparach wielkiej kontrowersji przedłużono jego kadencję, a potencjalnych kontrkandydatów wykluczono jeszcze przed startem wyborów - oficjalnie ze względu na zbyt wczesne dołączenie do kampanii wyborczej. Międzynarodowy Komitet Olimpijski od dłuższego czasu jest na wojennej ścieżce z IBA, która od 2019 roku nie organizuje turniejów bokserskich na igrzyskach. W Tokio tą kwestią zajęła się Międzynarodowa Federacja Gimnastyczna, zaś przy obecnej edycji pieczę nad tym przejął sam MKOl. To właśnie IBA najmocniej wypowiada się na temat rzeczonych bokserek, a dziennikarz TVP Sport uważa, że z pewnością jest to spowodowane konfliktem z MKOl. Komitet zareagował zresztą mocnym oświadczeniem potępiającym krytykę obu zawodniczek. Obie zawodniczki ani myślą przejmować się krytyką. Khelif w sobotę o godzinie 17:22 zmierzy się z Anną Lucą Hamori w ćwierćfinale, zaś Yu Ting walczyć będzie z Svetlaną Stanevą w niedzielne przedpołudnie.