Artur Gac, Interia: Rozmawiamy tuż po twoim treningu. W jak intensywne wszedłeś zajęcia? Michał Cieślak, pięściarz kat. junior ciężkiej: - Po ostatniej walce (wygranej przez techniczny nokaut z Juanem Diazem 20 kwietnia - przyp. AG) odpoczywałem przez trzy tygodnie i dopiero wróciłem na salę. Przy czym bardzo delikatnie, na tyle, ile zdrowie mi pozwala. Masz poważniejsze problemy ze zdrowiem? - Bez operacji się obędzie, ale potrzebna jest rehabilitacja i trzeba uważać na plecy, a konkretnie na lędźwie. Czyli znów dają się we znaki? - Niestety, w dodatku to bardzo bolesna sprawa. Dokucza mi bardzo w codziennym funkcjonowaniu, a nawet w spaniu. Od zawsze miałem problem z lędźwiami, tak naprawdę odkąd zacząłem przygodę z boksem. Jednak to z roku na rok się nasilało, a teraz są już takie przeciążenia, że plecy odmawiają posłuszeństwa. Mam nadzieję, że jeszcze trochę będzie udawało się odsunąć w czasie ewentualny zabieg. Walka Polaka o mistrzostwo świata, a tu taka wiadomość. Totalny przełom Oby tak było. Natomiast operacja, na ile zdążyłeś się zorientować, jest nieunikniona? - Może tak być. Na razie skupiam się na tym, by nie pójść pod nóż, więc ratuję się rehabilitacją. Staram się nie zastanawiać nad tym, co będzie dalej, a przynajmniej próbuję być dobrej myśli. I wierzę, że uda mi się poratować bezoperacyjnie. Pewnie tak kalkulujesz, że operacja w tym momencie, gdy masz 35 lat i jesteś o włos od kolejnego wielkiego wyzwania, pewnie by cię na długo, a może i na zawsze wyłączyła z tej gry. - No tak, mamy przykłady różnych zawodników, którzy poddawali się operacji na kręgosłup. To są ciężkie operacje, więc jak długo uda się bez, tak trzeba próbować wytrzymać. Zwłaszcza, że na horyzoncie jest wielka walka, po tym jak zrezygnowaliście z pojedynku 15 czerwca z Isaakiem Chamberlainem, którego stawką miał być należący do ciebie tytuł mistrza Europy kat. cruiser. Pas będzie zwakowany, a ty masz obrać kurs na tytuł mistrza świata. - Formalnie tego pasa jeszcze nie zwakowałem. Generalnie jeśli chodzi o kwestie, nazwijmy je okołoringowe, to jeszcze nic nie wiem. Jadę na walkę Łukasza Różańskiego i myślę, że w Rzeszowie będę miał okazję porozmawiać na ten temat z promotorami, którzy prowadzą moją karierę. Na ten moment najbardziej atrakcyjny dla ciebie kierunek to pójście w stronę eliminatora WBC z Yamilem Alberto Peraltą (17-9, 1 KO)? - Zgadza się, to dla mnie najbardziej atrakcyjny kurs. I nie ukrywam, że tylko to trzyma mnie w reżimie treningowym i przy boksie. Walka o pas daje mi energię, motywację i chęci do dalszej harówki. Jedynie to trzyma mnie przy życiu, jeśli chodzi o boks. Wiem natomiast, że są jeszcze jakieś inne opcje, między innymi kierunek na WBO. Jestem w o tyle komfortowej sytuacji, że wszędzie jestem w czołówce rankingów kategorii cruiser. Do tej pory było tak, że propozycje obu dotychczasowych walk o mistrzostwo świata przychodziły do mnie niespodziewanie. Tak że czekam spokojnie, a nie wyczekuję, bo wiem, że jeśli nie będę o tym namiętnie myślał, to wtedy samo do mnie przyjdzie. Mówiąc o opcji WBO, chodziłoby o jesienną walkę z pozycji dobrowolnego pretendenta dla zwycięzcy nadchodzącego pojedynku Richard Riakporhe - Chris Billam-Smith? - Wszystko może się wydarzyć. Jeśli chodzi o walki mistrzowskie, jestem otwarty na wszystkie propozycje. Nigdy nie odmówiłem żadnej walki. Wszyscy dziennikarze mogą dociekać i sprawdzać, ale zapewniam, że w mojej przygodzie bokserskiej nigdy się nie zdarzyło, abym odmówił jakiegoś pojedynku. Tym bardziej, gdy chodzi o walki mistrzowskie. Wszystkie brałem, każdemu wyzwaniu stawiałem czoła. To już będzie trzecia próba i liczę, że sprawdzi się zasada, iż do trzech razy sztuka. Idę w ciemno i mogę zapewnić, że wezmę każdą mistrzowską opcję, jaka będzie na stole. Wkroczyłem w taki wiek, że nie ma już czasu na wybieranie. Mimo perturbacji ze zdrowiem, jestem dobrej myśli, liczę że wszystko zaleczę i będę w stu procentach gotowy na najtrudniejszego rywala. Powiedziałeś, że perspektywa kolejnej mistrzowskiej walki jeszcze trzyma cię przy boksie. Czy można z całą świadomością powiedzieć, że trzecia próba zdobycia tytułu będzie ostatnim rozdziałem w karierze? - W podświadomości zdaję sobie z tego sprawę, ale też staram się odganiać takie historie, aby nie nakładać na siebie niepotrzebnej presji. Tłumaczę sobie moment, w którym jestem, w inny sposób. Mianowicie nie ma już dla mnie dnia do zmarnowania. Nie ma już na nic czasu, zero czasu na odpoczynek. Teraz miałem przymusową przerwę, ale gdy zaczynam pracować, każdy jeden trening traktuję tak, jakby miał być moim ostatnim. Wiem, ile mam lat, dlatego nie daję sobie taryfy ulgowej nawet jeśli coś mnie boli, trochę mi się nie chce lub mam gorszy nastrój. Tak sobie to wszystko ułożyłem w głowie, że podchodzę do swojej sytuacji inaczej niż wcześniej. Wiadomo, że człowiek z roku na rok dojrzewa, rozwija się także mentalnie i emocjonalnie, dlatego tym bardziej uważam, że to jest mój czas. Słysząc w każdym wypowiedzianym przez ciebie słowie gigantyczne pokłady motywacji, mam wrażenie, że nie daj Boże musiałbyś chyba nie móc podnieść się z łóżka, by zaniechać celu, który sobie wyznaczyłeś. - Tak, zdecydowanie. Już z Okoliem chciałem udowodnić, że czuję się lepszy, ale mi na to nie pozwolił. On chciał trafić mocno, a ja oddać jeszcze mocniej, dlatego ta walka tak wyglądała... Nie powinienem był mu także pozwalać na klincze. Do każdego starcia o tytuł podchodziłem tak, aby dać jak najlepszą walkę, cokolwiek by się nie działo. Mam nadzieję, że ta trzecia próba nie dość, że będzie wygrana, to jeszcze zaprezentuję się w niej tak, że zapamiętają ją wszyscy moi kibice. O kurcze, aż mi ciarki przechodzą po ciele, jak to mówię... Liczę, że wreszcie będę w stanie zaprezentować swoją najlepszą wersję, właśnie bogatszy o tamte doświadczenia. Ja nieustannie chcę się rozwijać, ostatnio nasz sztab poszerzył się o Darię Albers, czyli trenerkę od "mentalu". Myślę, że to pozytywnie wpływa nie tylko na mnie, ale również całe otoczenie. Czujesz, że w tym obszarze wyniosła cię na wyższy poziom? - Oj czuję, czuję. I to zdecydowanie, z dnia na dzień, ze sparingu na sparing. Cieszę się, że ktoś rozwija mnie też w tym elemencie, w którym do tej pory były braki i zaniedbania. Wiadomo, że ja mam bardzo mocną głowę, ale zawsze może być jeszcze lepiej. Walki na najwyższym poziomie nauczyły cię już, że w boksie stawianie wszystkiego na walor siły jest niedostateczne i zgubne? - Oczywiście, takie podejście nie wystarcza. Z tego wszystkiego staram się wyciągać wnioski, przede wszystkim jak najwięcej z walk przegranych. W tej chwili staram się już bawić tym boksem, czyli walczyć z luzu i czuję, że coraz lepiej mi to wychodzi. Ale wiadomo, że jak nadarzy się okazja, wtedy będę "łamał" rywali i wygrywał przed czasem. Charakter zawsze zostanie, tego nigdy mi nie zabraknie, lecz kluczem jest stawać się bardziej wszechstronnym pięściarzem. Wspomniałeś już o swojej porażce z Okoliem. Co twoim zdaniem musi zrobić dzisiaj Łukasz Różański, aby obronić pas mistrza świata kat. bridger i odprawić z kwitkiem z Rzeszowa faworyta z Wielkiej Brytanii? - Myślę, że największe szanse na zwycięstwo ma w tym samym, co zrobił z Alenem Babiciem. Czyli w chaosie, skracaniu dystansu i zadawaniu jak największej liczby ciosów. A do tego nie dawać mu klinczować, na co ja pozwalałem, czyli unikać tych pułapek, zrywać klincze i narzucać swój boks. Krótko mówiąc, niech Łukasz robi to, co przynosiło mu korzyści do tej pory. Liczę na to, że jak znajdzie receptę na Okoliego, walka zamknie się w pierwszych rundach. Dwie-trzy rundy, ale wydaje mi się, że największe szanse, aby go ustrzelić, będzie miał w pierwszej. Polak zdemolował Chorwata w bitwie o mistrzostwo świata. Sensacyjna przestroga Czyli mimo tego, że dokładnie takiego Łukasza spodziewa się Okolie, nasz mistrz nie powinien na siłę starać się go czymś innym zaskoczyć? - Na pewno Łukasz nie może z nim boksować. To znaczy nie powinien tego robić, bo nie ma warunków do walki z dystansu z zawodnikiem o tych gabarytach. W takim boksie nie miałby szans. Musi wrzucić swoją grę, czyli chaos, szybkie skracanie dystansu i bicie seriami ciosów. Łukasz przez długie lata był niedoceniany, nie miał ciężkich dla zdrowia walk, więc w gruncie rzeczy mimo 38 lat na karku ma zdrowie, by nawet pójść na wymianę. - To prawda, ma zdrowie, a przy tym jest właśnie doświadczonym zawodnikiem. Jest też w sile wieku, mocno bije i ma twardą głowę. Teraz musi tylko to wykorzystać. Tu nie ma gadania, to jest walka o mistrzostwo świata, broni swojego tytułu, więc chcąc być nadal czempionem i wrócić do domu z pasem, musi dać z siebie absolutnie wszystko. A ty sparowałeś kiedykolwiek z Różańskim? - Z Łukaszem nigdy, ale z tego, co widać, może przyjąć cios, jak również sam mocno bije. To można wyłapać w pojedynkach, które toczył. I bardzo ważne jest to, co powiedziałeś, że nie jest zawodnikiem rozbitym, co bardzo może mu się przydać z takim zawodnikiem, polującym na mocne uderzenia. Mówiłeś o tym, że rozwijasz się mentalnie i emocjonalnie. Tak patrzę na zegarek i nawet ta rozmowa o tym świadczy. Wcześniej, żeby przeprowadzić z tobą 15-minutowy wywiad, musiałbym zebrać w jeden materiał pewnie z dziesięć rozmów. - (długi śmiech) Dokładnie, chyba sporo się zmieniłem. Tak, jak mówię, staram się pracować nad sobą, by z wiekiem być innym człowiekiem. Rozmawiał: Artur Gac