Polak miał w marcu walczyć z innym Anglikiem - Callumem Smithem, pretendentem do tytułu federacji WBC, ale ten w ostatniej chwili się wycofał, jako powód podając kontuzję. Nie trzeba było długo czekać na kolejną propozycję pojedynku. Buatsi to obowiązkowy pretendent do pasa WBA wagi półciężkiej. Z kolei Stępień jest notowany w dwóch zestawieniach: na szóstym miejscu w rankingu IBF i na 13. w rankingu WBA. Przed starciem Brytyjczyk był ogromnym faworytem i według ekspertów miał przejechać się po Biało-Czerwonym. Polak wiedział jednak, że gdy sprawi niespodziankę otworzą mu się drzwi do bokserskiego raju o wielkie pasy i pieniądze. Starcie wieczoru gali boksu w Birmingham było zakontraktowane na dziesięć rund po trzy minuty. Urodzony w Ghanie zawodnik zaczął bardzo mocno, już od pierwszych sekund narzucił mocne tempo i trafił Polaka kilkoma celnymi ciosami. Stępień starał się zbadać możliwości rywala, inicjując krótkie ataki. Polski mistrz świata nad grobem znanego polityka. "Melduję wykonanie zadania" W drugiej odsłonie nie brakowało mocnych wymian z obu stron. Boks Polaka był nieszablonowy, a Brytyjczyk z kolei bazował na szybkości, ale niełatwo było mu trafić naszego zawodnika. Początkowe rundy były naprawdę wyrównane, choć minimalnie można było je zapisać na koncie Buatsiego. Polak grał przeciwnikowi trochę na nerwach. Kiedy ten trafiał, nasz reprezentant się uśmiechał i dekoncentrował 30-latka. W ofensywnym boksie Stępnia brakowało jednak zdecydowania i kolejne starcia lądowały na konto Joshuy Buatsiego. Walka przypominała bokserskie szachy. Brytyjczyk miał dużo respektu do Polaka, spokojnie pojedynczymi ciosami starał się rozbijać gardę Pawła Stępnia. Widać, że jego taktyką na ten bój było metodyczne i konsekwentne boksowanie z uwagą, aby nie wdać się w twardą wymianę. W drugiej części rywalizacji nie było widać dużej zmiany przebiegu. Brakowało zrywów i agresji u obu panów. Nie było to pięściarskie show, które kibice wspominaliby latami. Koniec końców starcie dotrwało do ostatniego gongu. Punktacja sędziowska była bardzo rozbieżna, ale wskazująca jednoznacznie na triumf Joshuy Buatsiego 98-92, 97-94, 100-90.