Taylor co prawda utrzymał tytuł w kategorii do 160 funtów, ale pokonując niejednogłośnie (117-11, 115-113, 111-117) na punkty uciekającego przez pełnych 12 rund przed wymianą ciosów Cory Spinksa (36-4, 11 KO) w FedEx Forum w Memphis potwierdził, iż ciągle jest pięściarzem o niespełnionych, albo o niewykorzystanych możliwościach. Taylor nigdy nie był bokserem, który stara się forsować tempo, ale w pojedynku z wybitnie defensywnie walczącym rywalem stworzył widowisko, o którym ponad 10 tysięcy kibiców będzie chciało pewnie szybko zapomnieć. Tak naprawdę to trudno w tej walce winić za jej styl Spinksa, bo były mistrz świata WBC, WBA i IBF w kategorii 154 funtów po raz pierwszy występował w wyższej wadze i nie mając nokautującego ciosu musiał liczyć na punktowe zwycięstwo nad wyższym i silniejszym rywalem. Dla Taylora, prowadzonego przez legendarnego trenera Emanuela Stewarda i po raz czwarty broniącego tytułu w wadze do 160 funtów i opromienionego dwoma zwycięstwami nad Bernardem Hopkinsem, był to kolejny pojedynek w którym nie potrafił pokonać - tak jak było w grudniu minionego roku w pojedynku z Oumą - mniejszego, ale szybszego rywala. Walka zaczęła się w tak statyczny sposób, że kibice potrzebowali zaledwie dwóch rund by zacząć gwizdami wyrażać swoje niezadowolenie. Spinks robił co mógł by nie dać się mocno trafić - ta sztuka udawała mu się aż do siódmej rundy - ale to, co musiało doprowadzać kibiców do rozpaczy był fakt, że przez 12 rund nie zadał Taylorowi praktycznie żadnego groźnego ciosu. Ci, którzy narzekali na styl walki w pojedynku Mayweather Jr. - De La Hoya uznaliby tamten pojedynek w Las Vegas za arcydzieło kunsztu pięściarskiego, patrząc jak Taylor zadowala się jednym celnym ciosem co 30 sekund, a Spinks, widząc, że nie może się przedostać do półdystansu, ogranicza się tylko do uników. Kibice gwizdali praktycznie przez pełne 12 rund, a powinni gwizdać jeszcze głośniej, kiedy w niewytłumaczalny chyba dla nikogo sposób sędzia Richard Flaherty punktował po ostatnim gongu zwycięstwo Spinksa i to aż 6 punktami. Jak mogło do tego dojść skoro, Spinks trafił tylko 16 PROCENT (85 na 542) ciosów, a Taylor 32 procent (101 na 319) pozostanie już chyba na zawsze tajemnicą arbitra, którego - miejmy nadzieję - szybko nie zobaczymy w tej roli. Jeszcze bardziej zaskakujący był fakt, że po walce Spinks był przekonany, że to on wygrał walkę. - To rabunek w biały dzień, nie wiem co powiedzieć. Pokazałem Taylorowi szkołę boksu - narzekał Spinks. Taylor twierdził oczywiście coś wręcz przeciwnego, mając jednak sporo racji stwierdzając: - Jak on chce zostać mistrzem , jak przez całą walkę ucieka? Dobrze, że miałem za sobą ostry trening biegowy, bo wiedziałem, że przyjdzie mi go gonić po ringu... Przemek Garczarczyk z Memphis