Eksperci, promotorzy i sami pięściarze liczyli się z tym, że walka nie zostanie rozegrana na pełnym dystansie dwunastu rund. Wystarczyło spojrzeć w statystyki głównych aktorów najważniejszej potyczki gali w Veronie w stanie Nowy Jork, by przyznać im rację. Z 52 stoczonych przez Gołowkina i Proksę walk aż 41 zakończyło się przed czasem. Imponował zwłaszcza bilans Kazacha, a szczególnie jego seria nokautów. Ostatni raz pozwolił decydować sędziom o wyniku pojedynku w czerwcu 2008 roku! Trzy wyniszczające nokdauny Silny cios nie zawiódł wicemistrza olimpijskiego z Aten także w konfrontacji z Proksą. Już w pierwszej rundzie Gołowkin zahaczył pretendenta lewym, gdy ten stracił równowagę, mistrz doskoczył z serią ciosów i "Super G" po raz pierwszy runął na matę ringu. Nokdaun był pierwszym sygnałem, że ta walka może nie potrwać długo. W dwóch kolejnych rundach znów stroną dominującą był Kazach. Mistrz imponował precyzją i szybkością zadawania podwójnych lewych prostych, po których próbował dokończyć dzieła prawymi sierpami, ale Proksa nie dał się poważniej zaskoczyć. Ciosy, które w ciągu pierwszych rund zebrał Proksa, dały o sobie znać w czwartej odsłonie. Grzegorz nie był już tak szybki na nogach i zostawał niebezpiecznie przy linach podczas ataków Gołowkina. W jednej z udanych akcji Kazach dopadł Proksę w narożniku, po serii uderzeń Polak zdołał jeszcze odskoczyć bliżej środka ringu, ale poprawka sierpowymi Gołowkina była miażdżąca i mieliśmy drugi nokdaun. W tej samej rundzie dwukrotny mistrz Europy przyjął jeszcze potężny cios na wątrobę, ale dotrwał, parokrotnie skutecznie klinczując, do końcowego gongu. Skrajnie wyczerpany i mocno rozbity Proksa w piątej odsłonie nie miał już żadnych argumentów, żeby przeciwstawić się szybkości, nienagannej technice i piekielnej sile agresywnie atakującego Gołowkina. Znów dał się zaskoczyć Kazachowi w narożniku, przy próbie wyjścia z opresji przyjął cztery "soczyste" ciosy sierpowe i po raz trzeci - i ostatni - upadł na matę. Znany z wielkiego serca do walki i ambicji Proksa szybko wstał i zgłosił sędziemu gotowość do kontynuowania pojedynku, ale Charlie Fitch po chwili zastanowienia podjął bardzo mądrą decyzję o zakończeniu walki. Słusznie, bo wynik i tak był już rozstrzygnięty, a Proksa uniknął ciężkiego i niebezpiecznego dla zdrowia nokautu. Kazach gotowy na elitę wagi średniej Gołowkin w znakomitym stylu zadebiutował na amerykańskim ringu i obronił mistrzowskie pasy federacji WBA i IBO. Po walce przyznał, że jest gotowy na konfrontacje ze światową elitą wagi średniej. Styl w jakim zdominował Proksę pokazał, że Kazach nadaje się do walk z najlepszymi i wcale nie będzie stał na straconej pozycji w rywalizacji z czołówką tej mocno obsadzonej dywizji. A co z Proksą? Na pewno nie zabraknie głosów, że popełnił błąd decydując się z marszu na walkę z tak mocnym rywalem, a także, że powinien popracować nad zmianą stylu i trzymać wyżej gardę, a nie bazować w defensywie tylko na refleksie. Najłatwiej jednak "kłapać dziobem" po fakcie. Ja Proksie gratuluje serca i odwagi, bo w dzisiejszych czasach chłodnych kalkulacji w zawodowym boksie wielu pięściarzy od poważnych wyzwań woli poważne pieniądze i oszukiwanie kibiców, a Grzegorz postawił na próbę spełnienia młodzieńczych marzeń. Gołowkin okazał się rywalem z innej niż Proksa planety, ale jestem przekonany, że po zasłużonym urlopie od boksu "Super G" wróci i zaserwuje nam jeszcze wiele sportowych emocji. Bo stać go na miejsce w drugim szeregu gwiazd wagi średniej. Dariusz Jaroń