Od pierwszego gongu Gołowkin w swoim stylu ruszył do ataku. Początkowo nie potrafił jeszcze odpowiednio zdystansować swojego prawego, dlatego w połowie rundy skoncentrował się na lewym sierpowym, który na bocznie ustawionego mańkuta okazał się doskonałą bronią. W połowie drugiej odsłony zagonił rywala do narożnika, zamarkował prawy, zanurkował po prawą ręką pretendenta i ściął go z nóg krótkim lewym sierpowym na szczękę. Amerykanin powstał na osiem, lecz zanim zabrzmiał gong na przerwę, jeszcze raz zapoznał się z deskami. "GGG" najpierw zranił go lewym sierpowym, a na deskach posadził prawym prostym. W trzecim starciu trwało jednostronne bombardowanie, ale nieoczekiwanie poraniony challenger wrócił świetną rundą numer cztery. Zamiast uciekać jak dotąd po linach, Willie postanowił przyjąć otwartą wymianę na środku ringu i choć znów przyjął kilka bomb, to odpowiedział kilkoma swoimi ładnymi lewymi prostymi bądź sierpami, a znany analityk stacji HBO Harold Lederman przyznał nawet tę rundę pretendentowi. Podrażniony Gołowkin już na początku piątej rundy trafił tak mocno lewym sierpem, że Amerykanin aż przykucnął. Ale nie przewrócił się. W końcówce przeżywał trudne chwile, jednak potrafił znów wyjść z opresji. W przerwie w narożniku wyglądał trochę na złamanego przez siłę sławnego oponenta i to wszystko potwierdziło się w szóstym starciu. Gołowkin najpierw trafił prawym hakiem na szczękę, poprawił natychmiast lewym sierpowym i Monroe po raz trzeci znalazł się w nokdaunie. Powstał dopiero wtedy, gdy sędzia wykrzyczał "dziewięć". Arbiter spojrzał mu w oczy i spytał "Chcesz dalej walczyć?". Pretendent spuścił wzrok i po prostu się poddał. Przyjął naprawdę dużo potężnych bomb, a kilka razy sam potrafił odpowiedzieć wspaniałemu Kazachowi. - Chcę unifikacji pozostałych pasów. Chcę pokazać, kto tak naprawdę jest numerem jeden. Najpierw Saul Alvarez i Miguel Cotto, a potem przyjdzie czas na Andre Warda - mówił Gołowkin w wywiadzie dla HBO jeszcze między linami.