Na razie nie jako bokser, ale jako specjalny gość finałów Chicago Golden Gloves. Przy okazji, pierwszy raz od ostatniej walki, spotkał się z trenującym go Samem Colonną. Andrzeja ciągnie do boksu i wciąż ma poczucie humoru. Pierwsze pytanie Gołoty do Sama brzmiało: "Kiedy mogę przyjść na trening?", a drugie stwierdzenie dosłownie zwaliło trenera z nóg: "Sam, dasz mi tutaj zawalczyć? Może coś wreszcie wygram...". Gotowy do powrotu na salę treningową? Andrzej Gołota: - Spokojnie, bez wariactw, wszystko po kolei. Ręka po operacji jest trzy razy lepsza niż była. Mogę ją spokojnie wyprostować, od dwóch tygodni chodzę do siłowni sprawdzać przeciążenie. Podnoszę już na niej ponad 100 kilogramów, ale najważniejsze jest to, że nic mnie później nie boli. Potrenuję tak jeszcze z tydzień, dwa, na początku maja zacznę bić w worek na sali treningowej i zobaczymy, co z tego będzie. Na razie najcięższym sportem, który uprawiam, jest chodzenie na mecze Chicago Bulls. Do boksu mnie ciągnie jak jestem na takiej imprezie jak teraz. Ale decyzja powrotu na ring zapadła? - W głowie zapadła. Jak wytrzyma to organizm, dopiero zobaczymy. Na jedną, może dwie walki wystarczy. Daj mi zrobić normalny trening, poboksować z cieniem, powalczyć na worku ze dwa-trzy dni. O kondycję się nie boję, ale jak ręka wytrzyma uderzenia tego nie wiem, ale bym się zdziwił jakby było źle. Tomek Adamek ciągle celem numer jeden? - Nie moim, bo to przecież nie mój pomysł. Powtarzam się,ale co zrobić - jak Adamek będzie chciał tej walki, to ona będzie. Jeśli on chce się sprawdzić w wadze ciężkiej, będę do dyspozycji, jak ręka wytrzyma trening. Ja na pewno nie wycofam się. Dorzucę trochę wagi i nasz mistrz świata mi krzywdy nie zrobi... To twoja pierwsza wizyta w na chicagoskich Złotych Rękawicach i jak widać z liczby autografów i wspólnych zdjęć kibice o tobie nie zapomnieli... - Dobre nie? Turniej ma ponad 70 lat, Sam Colonna robi to chyba z piętnaście, a ja pierwszy raz tu jestem. Dobrze, że amatorzy walczą trzy rundy, bo tutaj niektórzy wyglądają po dwóch jakby mieli już nie wstać ze zmęczenia. I dobrze, że my mamy 12 rund. Oglądałem niedawno film dokumentalny z walki Alego w Manilli z Frazierem. 45 stopni Celsjusza, wilgotność pewnie ze 100 procent, a oni walczą 15 rund... Te trzy dodatkowe rundy to różnica między tym ilu ludzi teraz umiera na ringu, a ilu wtedy umierało. Tylko, że nikt o tym nie mówił. Przemek Garczarczyk, ASInfo