Na dwóch zdjęciach, opublikowanych w mediach społecznościowych na kontach, prowadzonych przez panią Mariolę Gołotę, ujrzeliśmy w czwartek Andrzeja Gołotę w uniformie pacjenta. Z czepkiem na głowie, odzieniem szpitalnym, ciśnieniomierzem na lewej ręce i wenflonem umocowanym w dłoni tej samej ręki. Andrzej Gołota przeszedł nie tylko zabieg barku. Przekazał detale "Jest lepiej niż kiedykolwiek" - zaczęła swój wpis pani małżonka najpopularniejszego polskiego pięściarza zawodowego w historii. A następnie podziękowała kilku doktorom, jak również całemu zespołowi kliniki medycznej w Chicago o nazwie Midwest Orthopaedics w Rush. To właśnie w "Wietrznym Mieście" od kilku dekad mieszkają państwo Gołotowie. Gdy jeden z kibiców wyraził zaniepokojenie i troskę, pytając o więcej szczegółów, w odpowiedzi mógł przeczytać: "Jest w porządku. To kontuzja barku" - doprecyzowała. Andrzej Gołota odpowiedział na moją wiadomość tekstową i życzenia powrotu do zdrowia, przesłane z kortów Rolanda Garrosa w Paryżu. Nie upłynęło wiele czasu i zadzwonił. Dzięki temu poznaliśmy szczegóły operacji, której poddał się w renomowanej placówce medycznej. Wielu zmylił fakt, że na zdjęciach to lewa ręka wyglądała na tę zaopiekowaną. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Lewa ręka, która kiedyś stanowiła potężną broń Gołoty w ringu, a później zatracił w niej moc na skutek poważnego wypadku samochodowego, wróciła do niezłego stanu. Tym razem lekarze w Chicago zajęli się prawą kończyną i to, choć nie było to w planie, bardziej kompleksowo. - Ty pytasz, co ja wymodziłem? Człowieku, to już jest starość. Dopadła mnie - z właściwą sobie swadą rozpoczął rozmowę Andrzej Gołota. Gołota wytłumaczył, co konkretnie poszło pod skalpel medyków. Operacja odbyła się pod pełną narkozą i właśnie stąd wenflon w lewej dłoni, gdzie drogą dożylną było także podawane znieczulenie. Podwójny zabieg się udał i Andrzej Gołota ekspresowo opuścił klinikę. Gdy rozmawialiśmy, już był w swoim domu, a w głowie miał czekający go spacer ze swoim czworonożnym pupilem. Artur Gac, Paryż