Walkę, która ma otworzyć najlepszemu polskiemu bokserowi drogę do piątej szansy pojedynku o mistrzostwo świata wagi ciężkiej i która mimo iż zapowiedziana jest na 7 listopada, mogła już się odbyć na wysokości 13 kilometrów, bo na drugim piętrze "boeinga 747" w klasie biznesowej dzielił ich tylko jeden rząd siedzeń... McCain czy Obama? Lekko kulejąc na prawą nogę Andrzej pojawił się na lotnisku O'Hare w Chicago o 8 rano. - Po ostatnich dwóch treningach coś mi mięśnie łydki sztywnieją. Wolę tego nie przeciążać i całe szczęście, że do walki jest jeszcze 10 dni, bo byłoby źle. Ale dam sobie radę - mówił Gołota. Przed wejściem do samolotu w Chicago spotykamy się z lecącymi z nami trenerem Samem Colonną i opiekującym się mięśniami Polaka, znanym karateką Leszkiem Samitowskim i bardzo szybko rozpoczyna się dyskusja o polityce. Jest gorąco, bo Andrzej, zwolennik John McCaina nie chce nawet słyszeć o przewadze i zaletach Baracka Obamy w wyścigu na prezydenta Stanów Zjednoczonych. - Nie lubię jak ma rządzić krajem, w którym mieszkam ktoś, kto w polityce nic nie zrobił, więc mam nadzieję, że wygra McCain. Za Obamy będzie tragedia... - mówi Gołota. Walczymy na 13 km? Na lotnisku Kennedy'ego, przy stanowisku odlotów "Air China" spotykamy Karla Kinga, syna słynnego promotora, który właśnie wybiera miejsce dla rywala Polaka, Ray'a Austina. - Andrzej dobrze, że ciebie spotkałem, bo nie będę się musiał zastanawiać, czy przypadkiem nie wzięliście miejsc obok siebie. Nigdy nie sędziowałem walki na wysokości 13 kilometrów i szczerze mówiąc nie mam na to zbyt wielkiej ochoty - mówił Karl, który coraz częściej pomaga ojcu w organizacji bokserskich gal. - Ojciec dzisiaj przemawia w Tel Awiwie na konferencji poświęconej jednoczącej roli sportu, dołączy do nas za kilka dni. Z nami leci jeszcze Devon Alexander, a reszta gali czyli Marco Antonio Barrera, Jameel McCline i Mike Mollo wylatują jutro - dodaje Karl King. Mamy jeszcze czas na rozmowę na temat walki z Wałujewem ("Ja chciałbym, żeby to było Chicago"), losów kontraktu z Bogusławem Bagsikiem ("Zapłaci nam te 750 tysięcy czy nie?") i trzeba wsiadać do "jumbo jeta". Gołota siedzi w pierwszym rzędzie siedzeń, a tuż za nim olbrzymi Ray Austin - z chyba największymi pięściami jakie w życiu widziałem i taką miną jakby nie chciało mu się czekać do 7 listopada. Kilka metrów dalej na laptopie ostatnią walkę Ray'a ogląda Sam Colonna. - Uważać na lewy podbródkowy i prawy sierpowy, nie stać w jednym miejscu i będzie dobrze. Po przylocie ekipy, która wywołała w Czengdu niezłą sensację, byliśmy ugoszczeni przez gospodarzy w najbardziej znanej restauracji miasta. Rywalizację w jedzeniu wygraliśmy korespondencyjnie (zespół Austina umieszczono przezornie w innej sali) - miejmy nadzieję, że tak samo będzie na ringu. Przemek Garczarczyk z Czengdu, ASInfo