Polski bokser przyznał, że nie wiele zabrakło do zdobycia tytułu mistrzowskiego, a sędzia, która w 12. rundzie przyznała zwycięstwo Byrdowi, była chyba na innej walce. - Jesteś mistrzem świata? Andrzej Gołota: Nie jestem, a powinienem być. Co jeszcze mam zrobić, by wreszcie doczekać sie tytułu? Byłem pewien po walce, że tym razem zrobiłem wszystko co mogłem, by mieć ten tytuł. Pomyliłem się. - Emocje są już mniejsze, bo kiedy schodziłeś z ringu zaraz po ogłoszeniu remisu nie miałeś ochoty z nikim rozmawiać... Nie było o czym, bo nie zdobyłem mistrzostwa, na które moim zdaniem zasłużyłem. Chciałem wyjść z Madison Square Garden, zostawić wszystko w diabły. Zmieniłem zdanie, kiedy przyszedł do szatni ktoś z HBO i powiedział, że oni wiedzą kto naprawdę wygrał tę walkę i nie powinienem się wstydzić tego powiedzieć całemu światu. To mnie przekonało. Na konferencji prasowej zarówno ty, jak Don King powiedzieliście, że nie ma problemu, że będzie rewanż. Twój trener, Sam Colonna był mniej chętny do takich oświadczeń, stwierdzając, że nic was nie zmusza do ponownej walki z Byrdem i możecie po takim pokazie boksu walczyć z kim chcecie. Która z wersji jest bardziej prawdziwa? Czy był w kontrakcie zapis o rewanżu? Tylko w przypadku, gdyby Byrd tą walkę przegrał. Jeśli chodzi o wersje, to na razie obie są równie bliskie prawdy. Zremisowałem z mistrzem świata, no nie? Trochę inaczej się wtedy rozmawia o następnych walkach, choć to Don King dał mi szansę i za to jestem mu coś winien. Ale za wcześnie o tym mówić. Jeden z sędziów ringowych, pani Melvina Latham przyznała cztery ostatnie rundy Byrdowi. To przeważyło o wyniku... 12. rundę też?! No to ona była na innej walce niż ta, w której ja walczyłem. Nie wiem jak mogłem przegrać 12. rundę, ale tego już nie zmienię. Co było dla ciebie ważniejsze - udowodnienie tym, którzy robili z ciebie już tylko cyrkową atrakcję, że potrafisz walczyć, czy kibicom, że wróciłeś dla tytułu, a nie dla pieniędzy? Ani jedno, ani drugie, bo walczę dla siebie. Było wspaniale słyszeć doping moich kibiców w Garden. Chwilami czułem się jakbym walczył na Legii. Dziękuje!