Głowacki (31-2, 19 KO) w sobotni wieczór w kontrowersyjnych okolicznościach przegrał z Briedisem (26-1, 19 KO) w półfinale elitarnego turnieju WBSS. - Gdyby Krzysiek przysymulował po faulu łokciem w drugiej rundzie, zapewne wygrałby przez dyskwalifikację i miałby półtora miliona dolarów więcej. To ogromne pieniądze i zapewnienie sobie finansowej przyszłości. Briedis? To kretyn, bo nie dość, że z premedytacją fauluje, to jeszcze się potem do tego przyznaje - powiedział serwisowi bokser.org Wasilewski. Stawką walki był awans do finału WBSS. Poza tym wciąż nie wiadomo, o jakie pasy rozgrywano starcie w Rydze. - To jest kolejne kuriozum, ponieważ na dzień dzisiejszy nic nie wiadomo. Federacja WBC nigdy nie potwierdziła, że walka jest o pas, a prezydent WBO był w samolocie przed pojedynkiem i też nie było ostatecznej decyzji odnośnie pasa. W związku z tym na miejscu wszyscy poszli na kompromis i dodano jednego sędziego neutralnego, z IBF. Gdyby walka się skończyła w normalny sposób, sprawa byłaby dość prosta, ale teraz zrobił się z tego śmierdzący kartofel - mówi promotor "Główki". Wasilewski nie widzi wielkich szans na powtórzenie walki z Briedisem. - Gdyby to nie był turniej, to byłaby dużo większa szansa na nakaz powtórzenia pojedynku. Niestety jest reżim kalendarzowy i w listopadzie musi odbyć się finał World Boxing Super Series. Kontrakt jest podpisany z ponad stu dwudziestoma stacjami telewizyjnymi. I po prostu niemożliwe jest, by tyle stacji i krajów zmieniło swój kalendarz - podkreśla. Poza tym "po tych wszystkich faulach, a potem nokautujących ciosach, Krzysiek musi kilka miesięcy pauzować i odpocząć. Więc nawet jeśli miałoby dojść do rewanżu, to musiałby to być kompromis rozłożony na dłuższy czas. Obejrzałem sobie wielokrotnie powtórki i to nie był jeden przypadkowy cios. Tam spadło na głowę Krzyśka wiele ciężkich bomb, szczególnie mocne ciosy podbródkowe. Krzysiek zebrał straszne manto i to nie jest tak, że to nie zostawia uszczerbku na zdrowiu" - zaznacza Wasilewski. Promotor Głowackiego nie żałuje, że nie rozegrano inaczej sytuacji w ringu. - Gdyby Krzysiek rzeczywiście przysymulował, zapewne wygrałby przez dyskwalifikację i miałby półtora miliona dolarów więcej. To ogromne pieniądze i zapewnienie sobie finansowej przyszłości. Trener Fiodor Łapin mógł również przedłużyć przerwę, rozcinając na przykład rękawicę czy przewracając na matę kubełek z lodem. Takie rzeczy wielokrotnie widziałem już w boksie. Z punktu widzenia tych przeogromnych pieniędzy, to może rzeczywiście trzeba było tak zrobić. Ale tak robią ci, którzy patrzą tylko na pieniądze, a nie na sport. Można było zrobić jeszcze parę rzeczy, wywołać kłótnie i dać zawodnikowi dodatkowe pół minuty. My jednak tego nie potrafimy robić, a to dlatego, że nigdy tego nie robiliśmy i nie chcieliśmy robić - mówi Wasilewski. Promotor ostro "przejechał się" po pięściarzu z Łotwy. - Briedis to dla mnie w ogóle duże rozczarowanie. On ma wyjątkowo sympatyczną twarz, serdeczne zachowanie, ale znam go już parę lat. Chwali się tym, że jest policjantem, a oszukał nas po gali w Krynicy. Dałem mu walkę, na drugi dzień mieliśmy podpisać kontrakt, tylko że rano nie było go już w hotelu. Po prostu nam uciekł. Potem spotkałem go na zjeździe WBC i przepraszał za swoje zachowanie, minęło trochę czasu, więc poklepaliśmy się po plecach. Ale to jest bydlak w środku. Nie rozliczył się podobno z pieniędzy z Romanem Anuczinem, który przygotowywał go do walki z Usykiem, podobno nie rozliczył się też z Alem Siestą, który pomagał mu przy organizowaniu poprzednich walk, i ewidentnie nie jest to fajnie. A fakt, że przyznał się po wszystkim, że specjalnie uderzył Krzyśka łokciem, sprawia, że po prostu jest kretynem. Nikt nie może przecież pochwalić tego, że w walce sportowej, a nie jakiejś ulicznej zadymie, ktoś przyznaje się do tego, że chciał drugiemu sportowcowi świadomie zrobić krzywdę faulem. I on przyznaje się do tego z uśmiechem na twarzy - grzmi Wasilewski. Mimo wszystko polska strona wciąż próbuje podważyć rezultat sobotniej walki. - Wyszczególniliśmy aż dziewięć punktów, w których zostały złamane przepisy: cios łokciem, przedłużona runda, wejście narożnika do ringu, zanim runda została uznana za zakończoną, ciosy w tył głowy, pokazanie przez sędziego Byrda zakończenie walki, by potem zmienić decyzję na zakończenie rundy, są wątpliwości co do długości przerwy itd. Łącznie to aż dziewięć punktów - wylicza promotor Głowackiego.