Od początku agresywniejszy był Ukrainiec. Amerykanin zaczął zachowawczo pierwszą rundę. W drugiej również się cofał, ale z defensywy dwukrotnie wciągnął przeciwnika na kontrę prawą ręką. W odpowiedzi w trzecim starciu Głazkow najpierw popisał się ładną kombinacją prawy krzyżowy-lewy sierp, a końcówkę zaakcentował lewym sierpowym na szczękę. Cunningham zmienił więc taktykę i zaczął wymieniać ciosy na środku ringu. W piątej odsłonie Wiaczesław dwa razy zaskoczył oponenta prawym krzyżowym, jednak Steve - choć lekko wstrząśnięty, zripostował swoim bezpośrednim prawym. Kolejne minuty były niezwykle zacięte i trudne do punktowania. W oczy natomiast rzucało się, że gdy obaj decydowali się na akcję prawy na prawy, praktycznie za każdym razem o ułamek sekundy szybszy był Wiaczesław. Brakowało trochę dramaturgii, natomiast koneserzy szermierki na pięści z pewnością mogli czuć się usatysfakcjonowani. Po krótkim kryzysie kondycyjnym w ósmym starciu, Głazkow powrócił dobrym dziewiątym, gdy pojedyncze ciosy zamienił na kombinacje dwóch-trzech uderzeń. Oddychał jednak coraz ciężej. Były dwukrotny mistrz świata niższej kategorii wyczuł swoją szansę i w dziesiątej rundzie to on ruszył z pressingiem. Punktował długim lewym prostym, szukając miejsca pod łokciami przeciwnika. Ten krótki zryw kosztował go sporo sił i w jedenastej rundzie on także odpoczywał przed finiszem na ostatniej prostej. Końcówkę lepiej zaakcentował dokładniejszy w wymianach Głazkow i z dużym niepokojem czekał na ogłoszenie werdyktu. Sędziowie punktowali 116:112, 115:113 oraz 116:112 - wszyscy na korzyść Ukraińca. Tak więc w niedalekiej przyszłości czeka nas potyczka ukraińsko-ukraińska pomiędzy oficjalnym challengerem z ramienia federacji IBF - Głazkowem, a królem wagi ciężkiej, Władymirem Kliczką (63-3, 53 KO).