Od początku Rosjanin ruszył ostrym pressingiem. Przez pół rundy reprezentant gospodarzy dobrze stopował go szybkim jabem, lecz zagapił się, zainkasował mocny prawy sierp w okolice ucha, który wyraźnie zrobił na nim wrażenie, i oddał inicjatywę. Po przerwie trwał napór Czudinowa. Spychał Grovesa, optycznie bił mocniej i nawet gdy dostał kombinację lewy-prawy, nie zrobił nawet kroku w tył. W trzeciej rundzie Groves uderzał częściej i choć nadal jego uderzenia miały mniejszą wymowę, to jednak obraz potyczki się wyrównał. W czwartej odsłonie George w końcu złapał swój rytm. Trafiał raz za razem prawym sierpem za rękawicę w okolice ucha, choć Fiodor w ogóle nie zważał na te bomby i spływały one po nim jak woda po kaczce. Groves wygrał ten odcinek, ale bił z całej siły, ile dała fabryka, a w dodatku krwawił z lewego łuku brwiowego. Tak szalonego tempa raczej nikt nie wytrzyma, więc troszkę spuścił z tonu w kolejnym starciu. A Rosjanin nieustannie parł do przodu. W końcówce doszło do kilku krótkich spięć. Interesująca walka nabierała jeszcze większych rumieńców. Groves rzucił wszystko na jedną szalę na początku szóstej rundy. I opłaciło się to ryzyko. Najpierw trzy razy z rzędu trafił prawym sierpem, poprawił prawym podbródkowym, po którym wystrzelił jeszcze lewym na szczękę. Twardy jak skała Czudinow zachwiał się. W końcu pokazał ludzką twarz. George jeszcze bardziej podkręcił tempo, ładował w przeciwnika straszliwe bomby, aż w końcu w 72. sekundzie tej odsłony sędzia wkroczył do akcji w obawie przed ciężkim nokautem. Co prawda Czudinow stał na nogach, lecz był ranny i nawet nie protestował. - Mogę teraz zmierzyć się z każdym. Być może jeśli Callum Smith zdobędzie pas WBC, to uda się doprowadzić do naszej unifikacji - powiedział uradowany champion.