W pierwszej rundzie obaj bokserzy trochę się badali, ale w drugiej przewagę zyskał dokładniejszy i lepszy na nogach Rosjanin. Amerykanin wyprowadzał mocne bomby, lecz nie wyczuwał dystansu i po prostu nie trafiał. Dwadzieścia sekund przed końcem trzeciej rundy Korobow zerwał tempo i trafił ładną akcją prawy-lewy. - Nie pozwól mu, by poczuł się pewny siebie - apelował do mistrza w przerwie trener Ronnie Shields. Po niej czempion boksował już trochę lepiej, lecz znów na dwadzieścia sekund przed końcem zainkasował mocny lewy sierp od Rosjanina. Najmocniejszy cios piątego starcia również wyprowadził Korobow, który, po przestrzelonym lewym, ponowił akcję i w drugie tempo trafił już lewym sierpem na górę. Dopiero w siódmej rundzie Charlo dwukrotnie zagroził pretendentowi długim prawym, za co zresztą został pochwalony przez swojego szkoleniowca. Korobow miał chyba lekki kryzys w ósmej odsłonie. Praktycznie nie wyprowadzał wtedy ciosów, za to w dziewiątej trafił w półdystansie krótkim prawym na szczękę. Kolejne trzy minuty wyrównane i trudne do punktowania. Za to w pierwszej minucie jedenastego starcia Korobow dwukrotnie zdetonował swój lewy na szczęce przeciwnika. W końcówce poprawił po raz trzeci i z pewnością zapisał ten odcinek na swoją korzyść. Trenerzy mobilizowali go w przerwie przed ostatnią rundą, bo wszystko było jeszcze sprawą otwartą. W 40. sekundzie 12. rundy świetny i mocny lewy sierp Charlo zachwiał challengerem. Za moment na głowę Rosjanina spadł jeszcze piekielny prawy krzyżowy i wydawało się, że to początek jego końca. Ten jednak w jakiś sposób przetrwał te dwie minuty i choć skończył walkę z zapuchniętą prawą powieką, to stojąc dumnie na nogach. Sędziowie punktowali jednogłośnie - dwukrotnie 116:112 i zdecydowanie przesadzone 119:108 na korzyść Charlo.