Wszystko zaczęło się już w 15. sekundzie. Serię dwóch niecelnych ciosów zakończył trzeci - prawy w okolice ucha, posyłając nierozgrzanego chyba jeszcze Wenezuelczyka na deski. Minutę później prawy prosty doprowadził byłego mistrza świata trzech kategorii do drugiego nokdaunu. Meksykanin po raz trzeci przewrócił rywala dla odmiany lewym sierpowym. Sędzia puścił jeszcze walkę, lecz na trzynaście sekund przed końcem pierwszej rundy wkroczył do akcji, gdy zamroczony Linares chwiał się na nogach, a rozpędzony Cano posyłał w jego kierunku kolejne bomby. - Być może powinienem wrócić do wagi lekkiej. Cano bił naprawdę mocno prawą ręką i zaskoczył mnie już na samym początku - przyznał po wszystkim poskromiony Linares. Kilkadziesiąt minut wcześniej TJ Doheny (21-0, 15 KO) po raz pierwszy obronił tytuł mistrza świata wagi superkoguciej federacji IBF. Australijczyk ranił Ryoheia Takahashiego (16-4-1, 6 KO) ciosami na korpus, ale na deski w trzecim starciu posłał go serią krótkich lewych sierpów w zwarciu. Potem obijał w każdej minucie, aż w końcu sędzia zastopował nierówną walkę w jedenastej odsłonie.