Przed zaplanowaną na 28 października walką Tysona Fury'ego z Francisem Ngannou przewidywano, że mistrz świata nie zostawi żadnych złudzeń debiutującemu w zawodowym boksie Kameruńczykowi. Zresztą sam Fury zdawał się być całkowicie pewnym swojego bezproblemowego i bezapelacyjnego zwycięstwa. Świadczyć o tym może komentarz, jakiego udzielił Michaelowi Bensonowi na krótko przed pojedynkiem. Nie zakładał żadnego sensacyjnego rozstrzygnięcia. Ku zaskoczeniu wielu, brytyjski pięściarz dość szybko został sprowadzony na ziemię. I to dosłownie. W trzeciej rundzie doszło do niespodziewanego obrotu zdarzeń. Po jednym z potężnych ciosów byłego mistrza UFC Fury padł na deski i był liczony. Z kolei w ósmej rundzie pięściarze wdali się w otwarty bój, który trwał do ostatniego gongu. Ostatecznie sędziowie zapunktowali na korzyść Tysona (96-93, 95-94, 94-95). Werdykt, jak i sam przebieg walki, budzą kontrowersje i są szeroko komentowane w sieci. Niektórzy formułuję nawet śmiało brzmiące zarzuty o "fałszerstwie" i "rabunku". "Dowodami" mają być właśnie świetna dyspozycja Ngannou i to, że nie dał się Fury'emu, a wręcz zaskoczył mistrza. 135-kilogramowy kolos dał show przed Fury’m. Nokaut na stojąco! Martin Bakole jak taran Gorąco po werdykcie w walce Tysona Fury'ego i Francisa Ngannou. "Nie zranił go żadnym ciosem" "To jest niepojęte i dalej w to nie wierzę, ale zobaczyłem, jak Tyson Fury został wyboksowany i posadzony na deski przez absolutnego debiutanta. Ngannou u mnie 96:93 - był fantastyczny. Przez nokdaun remis nie wchodzi w grę, ale to nie znaczy, że nie będzie wałka" - jeszcze przed ogłoszeniem werdyktu ocenił na platformie X (dawniej Twitter) Kacper Bartosiak, ekspert i komentator bokserski. "Czy myślisz, że boks może tylko stracić na tej walce, mimo że chciał dotrzeć do innych grup? Słabość Fury’ego i wątpliwy werdykt sędziowski zniechęcają widzów" - podpytywał Sebastian Maruszewski. Odpowiedź? "Ngannou jest moralnym zwycięzcą tego pojedynku. Detale nie mają tu większego znaczenia. Fury nie zranił go żadnym ciosem, on tak. Rewanż na innych zasadach niż bokserskie nie sensu, Fury dostanie łomot. Tyson w tej walce był po prostu słaby" - dorzucił dziennikarz Janusz Pindera. "95:94, 96:93, 94:95 - zdaniem sędziów O WŁOS Tyson Fury pokonuje Francisa Ngannou. Inna interpretacja jednej rundy i największa sensacja w świecie boksu ziściłaby się. Dwie sprawy: wielka postawa Ngannou, kompromitacja Fury'ego z debiutantem w boksie. Usyk rechocze" - pisał z kolei Piotr Jagiełło, gospodarz programu "Ring TVP Sport". Dużo bardziej dosadni są kibice. "Francis Ngannou absolutnie zmiażdżył Fury’ego. Fałszerstwo, bez dwóch zdań", "Ngannuo kompletnie zniszczył Fury’ego", "Ngannuo okradziony" - oburzają się, a "dowodami" na wyższość Francisa miałoby być chociażby to, że zdołał położyć rywala na deskach i to, że sędziowie nie odebrali Tysonowi punktu za uderzenie łokciem. O komentarz do sprawy poproszono obecnego na gali Mike'a Tysona. Wypowiedział się dyplomatycznie, jednocześnie puszczając oko do fanów. "Nie, to nie był rabunek. Wszyscy znamy wynik" - podsumował, jednocześnie oklaskując Kameruńczyka. Były rywal Andrzeja Gołoty zupełnie oszalał. Nie do wiary, co Riddick Bowe ogłosił światu