Wrześniowym pojedynkiem Mayweather wypełni kontrakt z wyżej wspomnianą stacją. Jeżeli zaliczy kolejne zwycięstwo, będzie o krok od kuszącego bilansu 50-0. Na razie jednak tak daleko nie wybiega w przyszłość i cieszy się zwycięstwem w najbardziej dochodowej walce w historii z Mannym Pacquiao (57-6-2, 38 KO). Podkreśla, że radości nie zepsują mu wymówki Filipińczyka, który twierdzi, że na jego porażkę wpływ miała kontuzja."To absurdalne. Wygrałem. Wiem, że jestem lepszym zawodnikiem. Gdybym walczył z nim 10 razy, wygrałbym 10 razy. Gdybym walczył 100 razy, wygrałbym 100 razy. Manny Pacquiao, nie jesteś na moim poziomie i nigdy na nim nie będziesz, koniec i kropka. W porządku jest być numerem dwa, w porządku jest być gorszym ode mnie" - powiedział."Pacman" utrzymuje, że kontuzji nabawił się na niespełna trzy tygodnie przed walką w Las Vegas. Choć po pojedynku przeszedł operację, Mayweather nie wierzy, aby rzeczywiście boksował z urazem."Na sześć dni przed walką przeboksował cztery rundy. Kiedy przyjechał do Las Vegas, prezentował kombinacje, wszystko było w porządku. Machał do kibiców obiema rękami. Prawda jest taka, że Pacquiao zachował się jak tchórz. I to po tych wszystkich latach nagonki na mnie..." - oznajmił.Wyraźnie zaznaczył też, że nie spotka się z Pacquiao po raz drugi. Początkowo był wprawdzie otwarty na rewanż, ale po namyśle doszedł do wniosku, że to nie ma sensu. "Nie będzie rewanżu, nie zmienię zdania. Już nigdy nie chcę robić interesów z tymi ludźmi" - stwierdził.