- Robiłem to 21 lat i na pewno była to moja ostatnia walka. Plan taktyczny był taki, by dać mu trochę poszaleć i pozwolić wyprowadzić najmocniejsze uderzenia. Wszystko odbyło się tak, jak zakładaliśmy, choć McGregor okazał się nieco lepszy niż myślałem. Spodziewaliśmy się, że skończymy trochę szybciej, w okolicach szóstej, może siódmej rundy, jednak ostatecznie wyszło to tak, jak chcieliśmy i jakie mieliśmy założenia - powiedział Mayweather. W dalszej części wypowiedzi zwycięzca jeszcze bardziej komplementował gwiazdora MMA i federacji UFC. - McGregor okazał się naprawdę solidnym pięściarzem. No i twardym, bo sporo przyjął. Mówiłem jednak i obiecywałem, że zwyciężę przed czasem. Chciałem dać kibicom dobrą, atrakcyjną walkę, bo byłem im to winien za to, co stało się w starciu z Mannym Pacquiao. Mogłem go wypunktować i robiłbym to całą noc gdybym tylko chciał, ale zaboksowałem inaczej, właśnie pod kątem kibiców. Dodatkowo pojawiła się okazja zarobienia trzystu milionów dolarów w pół godziny, więc postanowiłem wrócić. Nie musiałem, ale zrobiłem to. Macie natomiast moje słowo i przyrzeczenie, że więcej już nie zawalczę - zapewnił "Piękniś", który odchodzi bijąc pamiętny rekord Rocky'ego Marciano. - Miałem wielką karierę, ale właśnie ją zakończyłem i nie pytajcie mnie o zawodników, którzy będą mnie teraz wyzywać do walki. Teraz chciałbym pomóc innym bokserom, tak jak mnie pomógł mój ojciec. Chcę uczyć ich boksu, lecz również życia - dodał były mistrz świata pięciu kategorii, od super piórkowej, aż po junior średnią. Na konferencji prasowej "Piękniś" wyznał, że przez ostatni miesiąc w ogóle nie toczył sparingów, w obawie przed nabawieniem się kontuzji dłoni. Natomiast ani myślał tłumaczyć się tym faktem. "To żadna wymówka. Po prostu wolałem dmuchać na zimne, żeby nie odnieść urazu, który uniemożliwiałby mi zadawanie mocnych ciosów" - wyjaśnił.