- Moja kariera właśnie dobiega końca, jestem w zasadzie na końcu tej drogi, przy czym nadal mam siłę na ten ostatni rok, może dwa - mówił przed tym starciem Wasyl Łomaczenko, arcymistrz boksu z Ukrainy, dwukrotny mistrz olimpijski, a później jeden z największych gigantów w boksie zawodowym. Wasyl Łomaczenko dwukrotny rzucił na deski Kambososa. Sędzia i narożnik poddali Australijczyka Dość powiedzieć, że już w drugiej (!) zawodowej walce w 2013 roku otrzymał możliwość zaboksowania o tytuł mistrza świata, który zgarnął już w kolejnym podejściu na szczycie kategorii piórkowej. Łomaczenko szedł w górę z kolejnymi limitami wagowymi, a po drodze pokazywał, że jest pięściarzem z innej galaktyki. Nieprawdopodobnie wyszkolonym technicznie, a także boksujący na kosmicznej intensywności pięściarz, zdobywał pasy w kategorii superpiórkowej i lekkiej, a swojego kolejnego pogromcę znalazł dopiero w 2020 roku (Teofimo Lopeza). Teraz także wracał po porażce, trzeciej i ostatniej w karierze wśród zawodowców, poniesionej z rąk Devina Haneya w maju ubiegłego roku. Stawką były aż cztery pasy kategorii lekkiej, "Łoma" zaprezentował się doskonale, ale młodszy o dekadę inny wirtuoz nieznacznie wygrał z nim na punkty, broniąc swoich trofeów. Teraz w Perth, w starciu z groźnym ulubieńcem miejscowej publiczności Kambososem, ukraiński mag pokazał po raz kolejny, że jest zawodnikiem ulepionym z innej gliny. Mimo zaawansowanego wieku, który w lżejszych kategoriach wagowych "zabija" w pierwszej kolejności takie atuty, jak szybkość i intensywność, pokazał że wciąż potrafi boksować na zjawiskowym poziomie. 36-latek jak profesor ułożył sobie ten pojedynek, nie dopuszczając przeciwnika do półdystansu, samemu nadając ton wydarzeniom w ringu. Gdy wchodził w bliski kontakt, to on karcił 25-latka uderzeniami z obu rąk. Kambosos starał się, ambicji nie można było mu odmówić, ale bardzo długimi fragmentami sprawiał wrażenie bezradnego. "Łoma", niczym w swojej najlepszej wersji, obskakiwał rywala i zadawał tak zróżnicowane ciosy, że choćby od tego oponentowi mogło zakręcić się w głowie. Spektakularny koniec przyszedł w 11. rundzie. Pierwszy nokdaun jeszcze nie został zaliczony, choć Australijczyk wyłapał na głowę dwa mocne ciosy, bo sędzia jako kluczowej zakwalifikował popchnięcie. Łomaczenko ruszył jednak do kolejnego ataku, strzelił lewym prostym na tułów i tym razem już nie było wątpliwości. Mimo grymasu na twarzy, 30-letni Kambosos zebrał się i zgłosił chęć kontynuowania walki. Jednak "Łoma" ruszył z kolejną nawałnicą, seria następnych ciosów sprawiła, że w jednej chwili sędzia przerwał egzekucję na klękającym Australijczyku, a narożnik rzucił ręcznik.