Dla Kamila Szeremety była to specjalna gala, bo rozgrywana w jego rodzinnym Białymstoku. Wystarczy powiedzieć, że wybrał walkę w tym mieście kosztem wystąpienia na gali w Las Vegas, która odbyła się pod koniec kwietnia. "Gdybym wziął tamten pojedynek, to prawdopodobnie nie wystąpiłbym w Białymstoku, a bardzo mi na tym zależało. W końcu nie ma lepszego miejsca, niż własny dom. W Las Vegas mogłem walczyć z młodym Meksykaninem. Chętnie się z nim sprawdzę, ale w innym terminie. Poprosiłem Jacka Szelągowskiego, by trzymał rękę na pulsie - tłumaczył w rozmowie z TVP Sport. Knockout Boxing Night 18. Kamil Szeremeta zmusił narożnik rywala do poddania walki Walka z Nizarem Trimechem była rewanżem za pojedynek sprzed 1,5 roku, który zakończył się remisem. Tym razem Szeremeta chciał wyraźnie pokazać swoją wyższość. Udało mu się to bardzo szybko, bo pierwszy raz rywal padł po jego ciosie już w 3. rundzie. Wtedy krótkim lewym sierpowym sięgnął szczęki rywala, a ten momentalnie upadł, chociaż był jeszcze w stanie się podnieść i wrócić do walki. Szeremeta jednak poczuł krew i był bliski dokończenia procesu rozbijania Trimecha jeszcze w tej samej rundzie, ale Francuz wytrzymał do jej końca i wrócił do narożnika. To jednak okazało się jego ostatnią aktywnością w tej walce, bo jego zespół po naradzie zdecydował się na rzucenie ręcznika i poddanie pojedynku, co pozwoliło Szeremecie świętować wygraną. W co-main evencie publiczność w Białymstoku mogła obejrzeć kolejny nokaut w wykonaniu Krzysztofa Włodarczyka. "Diablo" dwukrotnie posłał na deski Sylvera Louisa, a drugi z nokdaunów okazał się już kończący. Była to tym samym dziewiąta wygrana w walka z rzędu w wykonaniu 41-letniego boksera.