Meksykanin na cztery tygodnie przed terminem podpisał kontrakt na walkę z Anthonym Joshuą (22-1, 21 KO). W umowie był zapis o obowiązkowym rewanżu. I to brytyjska strona miała wskazać miejsce. Szef grupy Matchroom poinformował o rewanżu 7 grudnia w Arabii Saudyjskiej. Ale nowy mistrz IBF/WBA/WBO wagi ciężkiej wciąż kręci nosem.- Walka wkrótce się odbędzie, ale w Stanach Zjednoczonych, na moich warunkach - stwierdził Meksykanin.- Mogliśmy kazać Ruizowi walczyć w Cardiff, ale uznaliśmy jego życzenie i pojedynek odbędzie się na neutralnym gruncie. Musi dać ten rewanż, bo inaczej zakończy karierę. Tylko kończąc karierę może uniknąć rewanżu z Joshuą. Nie zmusimy go do drugiej walki, ale możemy sprawić, że nie zaboksuje z nikim innym. Jeśli ktokolwiek zaproponuje mu inny pojedynek, wystawi się na spore problemy prawne i finansowe. To byłoby naruszenie ważnej i wciąż obowiązującej umowy. Podpisując kontrakt na pierwszą walkę podpisał również zobowiązanie do rewanżu. My mieliśmy go tylko poinformować gdzie i kiedy. I zrobiliśmy to. Zamiast w Wielkiej Brytanii, daliśmy mu szansę walki na innym, neutralnym terenie. Oni tak naprawdę nie mieli nic do powiedzenia, lecz poszliśmy im trochę na rękę i odpuściliśmy pomysł rewanżu w Cardiff. Ruiz dostał od nas prezent, gdy zaproponowaliśmy mu pojedynek za pierwszym razem, za rewanż dostanie wielkie pieniądze, a dalej nie chce walczyć - wścieka się promotor Joshuy.- Jeśli nie wypełni umowy, jaką sam podpisał przy okazji pierwszej walki, czeka go walka, ale w sądzie. A to wykluczy go ze świata boksu na lata. Dodatkowo straci zdobyte pasy mistrzowskie. W zamian za to może stanąć do rewanżu, który może przecież wygrać, w co zapewne wierzy, a przy okazji zarobić ogromne pieniądze. Wybór należy do niego. Jeśli nie podejdzie do rewanżu, czeka go walka w sądzie, a nie w ringu - dodał Hearn.