- Wróciłem do swoich korzeni, na Wyspy Alandzkie. Tam życie wydaje się proste. Mam własną salę gimnastyczną na miejscu i mogę trenować kiedykolwiek zechcę. Czerpię z ducha Wikingów i zacząłem inaczej się odżywiać. Bardzo szybko zobaczyłem zmiany. Odsunąłem zupełnie węglowodany, jem za to dużo więcej mięsa czy jajek. Za mną dużo upadków i wzlotów przez ćwierć wieku kariery, bo tyle jestem już w boksie. Zawsze marzyłem o byciu mistrzem świata wagi ciężkiej, a ta wygrana bardzo mnie do tego celu przybliży - mówi "Nordycki Koszmar", który w dwóch poprzednich walkach pokonywał przed czasem naszego Adama Kownackiego. Boks. Robert Helenius chce udowodnić innym, że się mylą - Nie dbam o zdanie innych oraz to co myślą o mnie czy tej walce ludzie. Jeśli zasłuży się na pochwały i szacunek, to one i tak przyjdą. Widać znów muszę coś komuś udowodnić. To dla mnie nic wielkiego ani nowego. Wierzę, że ciężko pracując każdy zyskuje szacunek. Na przełomie 2009 i 2010 roku, jeszcze przed problemami zdrowotnymi i kontuzjami, pokonałem takich zawodników jak Lamon Brewster, Samuel Peter czy Siergiej Liachowicz. W boksie olimpijskim miałem około 250 walk, wydaje mi się więc, że jestem trochę niedoceniany. Ale po raz kolejny jestem gotów udowodnić innym, że się mylą co do mnie - dodał ponad dwumetrowy Fin.