Były mistrz świata dotrzymał słowa i zaczął znacznie odważniej niż podczas marcowej walki z Joshuą, gdy stracił pas WBO. Wykorzystywał przewagę szybkości nad reprezentantem gospodarzy, bijąc akcję lewy-prawy. Po przerwie Whyte szukał mocnego, nokautującego cios, ale dobrze dysponowany Nowozelandczyk przepuszczał te akcje. Tylko że... dziesięć minut przed końcem drugiej rundy padł na deski. Powtórki pokazały jednak, że w wymianie Brytyjczyk trafił z głowy! Działo się to jednak tak szybko, że nikt nawet nie protestował. Trzecie odsłona zażarta i wyrównana. Nokaut wisiał cały czas w powietrzu, bo obaj wchodzili co jakiś czas w otwarte wymiany. Whyte zaczął bardzo agresywnie czwarte starcie. Nacierał jak bestia, tylko że jego akcje były chaotyczne. Parker w końcówce znalazł swój rytm i skontrował bezpośrednim prawym krzyżowym. Po spokojniejszej piątej rundzie, w szóstej znów rozgorzały pikantne wymiany. Lepszy w nich był silniejszy fizycznie Whyte, raniąc przeciwnika prawym podbródkowym. Boksersko wyglądał gorzej, natomiast niwelował braki techniczne siłą oraz agresją. Dla odmiany po przerwie to Parker przejął inicjatywę, trafiając dwukrotnie akcją lewy-prawy. Dillian strzelał przerażającymi, obszernymi sierpami, ale na tym odcinku walki pruły one powietrze. Podobny obraz miały kolejne trzy minuty. Groźniejsze były bomby wyrzucane przez Whyte'a, ale to Parker był skuteczniejszy. Nowozelandczyk dobrze rozpoczął dziewiąte starcie, trafiając prawym podbródkowym. Whyte wykazał się wtedy inteligencją ringową. Gdy Parker chciał powtórzyć tą akcję, przyjął prawy na blok i natychmiast odpowiedział lewym sierpowym na szczękę. Joseph ciężko padał, ale zadziwiająco szybko się poderwał i przetrwał kryzys. W dziesiątej rundzie odczuwał chyba jeszcze skutki tego ciosu, bo niby boksował z kontry, ale z lekką rezerwą, łapiąc jeszcze cenne sekundy odpoczynku. Wszystko zmieniło się na minutę przed końcem jedenastej odsłony, gdy Parker wszedł idealnie w tempo i trafił czystym prawym podbródkowym. Zraniony Whyte jednak sprytnie sklinczował i również dotrwał do przerwy. Przed ostatnią rundą obaj dostali owacje od kibiców, a trenerzy w narożnikach zagrzewali swoich zawodników do ostatniego szturmu. Już na samym początku Nowozelandczyk trafił mocno przy linach, lecz Whyte znów szybko doszedł do siebie i trwała wojna na wyniszczenie. Pół minuty przed końcem Parker ustrzelił przeciwnika w akcji prawy na prawy! Whyte padł na matę i z wielkim trudem powstał na osiem. Gdy sędzia puścił walkę, do dawnemu mistrzowi zostało już tylko piętnaście sekund. Półprzytomny Anglik rzucił się na rywala niczym zapaśnik, złapał w pół i trzymał tak, dopóki nie zabrzmiał zbawienny gong. Był krok od nokautu. Zawodnicy z napięciem czekali na werdykt. Sędziowie mieli trudne zadanie. Ostatecznie punktowali 113:112, 115:110 i 114:111 - wszyscy na korzyść Whyte'a!