Najpierw pojawiła się dość lapidarna informacja, jakoby Breazeale i Wilder nieomal pobili się w hotelu znajdującym się naprzeciwko hali Legacy Arena, gdzie chwilę wcześniej obaj odnieśli przekonujące zwycięstwa. Breazeale pokonał w piątej rundzie przez techniczny nokaut Ugonoha, mimo że wcześniej zapoznał się z deskami, gdy Polak miał jeszcze kondycję boksować na wysokiej intensywności. Z kolei Wilder, w piątej obronie pasa mistrza świata, również w 5. rundzie zakończył przed czasem starcie z Geraldem Washingtonem. Do sprzeczki obu zwycięzców miało dojść jeszcze w hali, ale to w 4-gwiazdkowym hotelu The Westin Birmingham rozegrały się godne potępienia sceny. Ofiarą czuje się Breazeale, który postanowił przedstawić swoją wersję wydarzeń. - Chciałbym przekazać fakt, Deontay Wilder w tłumie około 20 osób w hotelowym lobby zaatakował z zaskoczenia mnie, mój team oraz moją rodzinę. Mój trener i ja byliśmy kompletnie skonsternowani, bo zaatakował znienacka, a wszystko działo się na oczach mojej rodziny, żony i dzieci. Ten tchórzliwy występek nie powinien mieć miejsca w boksie i wierzę, że nie ujdzie mu na sucho - napisał Amerykanin m.in. na Twitterze. Dodajmy, że na miejsce została wezwana policja, ale nie ma informacji, by interwencja zakończyła się reperkusjami dla "Bombardiera" z Alabamy. Zarzewiem scysji miał być brak szacunku, jaki Breazeale okazał w hali młodemu bratu Wildera, a że Alabama jest rodzinnym stanem mistrza świata, złość był spotęgowana.