Rosjanin od początku podchodził nogami pod rywala i szachował go bitym niczym z automatu lewym prostym. Pretendent starał się wciągać champion na mocną kontrę, lecz jego sporadyczne próby pruły powietrze. Dmitrij niby całkowicie kontrolował sytuację w ringu, lecz w czterech pierwszych rundach fajerwerków pomiędzy linami nie było. Po prostu bardzo techniczny i rzetelny boks. W piątej odsłonie Biwoł do prawego na korpus dodał kilka prawych sierpów i pojedynek zaczął nabierać rumieńców. Gdy Castillo pod koniec pierwszej minuty szóstej rundy w końcu ruszył odważniej do ataku, Biwoł przepuścił go i po odchyleniu strzelił błyskawicznym prawym sierpem, posyłając rywala na deski. Ten jednak szybko się poderwał i kontynuował potyczkę. Po przerwie Dmitrij powrócił do lewego prostego i systematycznego rozbijania przeciwnika. I tak mijały kolejne minuty. Biwoł boksował w miarę bezpiecznie dla siebie, nie podejmował niepotrzebnego ryzyka, a jednocześnie w pełni kontrolował poczynania w ringu. Z jednej strony wiało więc nudą, z drugiej należało docenił znakomitą technikę mistrza. W jedenastym starciu pięściarz z Dominikany bardziej otwarty poszedł do przodu i nadział się na kilka kontr, lecz nie robiły one na nim większego wrażenia. Przynajmniej optycznie. Przegrywał jednak rundę po rundzie i przed ostatnią wiedział, że tylko nokaut może dać mu wygraną. Biwoł konsekwentnie boksował swoje i niezagrożony pewnie dowiózł zwycięstwo do końca. Po ostatnim gongu sędziowie nie mogli mieć wątpliwości. Punktowali na korzyść Rosjanina 120:107 oraz dwukrotnie 119:108 i w sumie aż trudno znaleźć rundę, w której wypatrzyli przewagę pretendenta...