"Del Boy" od razu ruszył żwawo do przodu, ale skoncentrowany rywal złapał go dwoma celnymi kontrami. Dereck zrewanżował się mu lewym sierpowym w drugiej rundzie i kombinacją prawy na dół - lewy na górę w trzeciej. Walka toczona była w szybkim tempie i bez żadnych fauli, czego najbardziej się obawiano. Obaj często szukali tułowia przeciwnika, licząc na to, że takie akcje zrobią swoje w końcówce. Dodatkowo Chisora przepychał przeciwnika na liny. Na środku ringu radził sobie gorzej, ale gdy miał Whyte'a opartego plecami, zabierał mu jego atuty.Znakomite widowisko oglądali kibice w piątym starciu. Obaj trafili kilka razy w wymianie w półdystansie. W pewnym momencie Chisora trafił kilkoma sierpami i wstrząsnął rywalem. Whyte był w tarapatach, jednak pół minuty później to on nacierał na cofającego się Derecka. Te szaleńcze wymiany sporo ich kosztowały. W szóstej rundzie obaj cierpieli i ciężko oddychali. Przez dwie minuty siódmej odsłony było podobnie, ale gdy zaczęli finiszować, znów cała hala wiwatowała na stojąco.Wydawało się, że odpuszczą, ale nic z tego. Ósma runda była jeszcze bardziej szalona i jeszcze lepsza niż piąta! Więcej sił jakby zachowywał Whyte, choć to Chisora bił celniej i mocniej. W pewnym momencie zasypał sierpami Dilliana, lecz ten wszystko przyjmował, by za moment samemu odpowiedzieć. W dziewiątym starciu panowie byli skrajnie wyczerpani, natomiast kryzys szybciej opanował Whyte. Paliwa w baku nie było już od dawna i obaj jechali na oparach. To już nie był pojedynek bokserski, a charakterów. A napędzała ich wzajemna niechęć.W ostatnich sześciu minutach słaniali się, a mimo tego wymieniali bomby do ostatniej sekundy. Dramatyczna, świetna, wielka wojna, w której aż szkoda byłoby wskazać zwycięzcę. Sędziowie musieli jednak punktować... 115:114 Chisora, 115:113 Whyte i 115:114 Dillian Whyte!