Artur Gac, Interia: Co sprawiło, że zdecydowałeś się na walkę pod banderą federacji Fame MMA? Krzysztof "Diablo" Włodarczyk: - Zmotywowało mnie to, że będzie walka. Ostatni raz byłem w ringu pod koniec lutego, a teraz już wiem, że wyjdę do następnego pojedynku 31 sierpnia. Samo to mnie dostatecznie zmotywowało, bo w boksie na razie nie było perspektywy na pewną walkę. Traktuję to jako rodzaj wyzwania, bo wolę wybrać rywalizację, niż stać w miejscu i czekać. Dopóki w miarę możliwości będę aktywny, dopóty będę starał się podejmować rękawice. Nie oszukujmy się, a perspektywa zarobku? Dziś musiałbyś dostać konkretne wyzwanie w boksie, by "podnieść" równorzędne pieniądze, liczone w setkach tysięcy złotych. - Na pewno to musiałby być pojedynek, powiedzmy, w randze eliminatora do mistrzowskiego pasa. Z pewnością są to jakieś pieniądze, małe-niemałe, zależy kto na to patrzy, które lepiej mieć niż nie. Zgadzam się z Tomkiem Adamkiem, choć na początku to negowałem, że w sumie po co my trenujemy i walczymy? Po to, żeby zarabiać, żyć z tych pieniędzy i móc na jakimś poziomie funkcjonować. To jest nasza praca, akurat ta może trochę w innym wymiarze, ale podejdę do tego, jak do swojej roboty. Miałeś coś do powiedzenia na temat rywala i brałeś udział w procesie wybierania Amadeusza Roślika? - Wzajemnie odezwaliśmy się do siebie z Amadeuszem i z tego wyszła propozycja. Chłopak chce się sprawdzić, więc nie ma problemu. On też "biega" od Kamila Łaszczyka, który w boksie walczył w kategorii piórkowej i junior lekkiej, do ciebie, wywodzącego się z dywizji junior ciężkiej. - Dokładnie, trochę jak Manny Pacquiao. Ale chyba więcej analogii, niż liczba kategorii wagowych, nie będziemy szukać? - Absolutnie tak (śmiech). Na tym kropka. Jesteś przygotowany na scenariusz, a może masz to obwarowane w kontrakcie, aby rywal o pseudonimie "Ferrari" trzymał jakiś poziom na konferencjach? Generalnie liczysz się z tym, że nagle zacznie ci ubliżać? - Jeśli tak zacznie mówić, to już mu współczuję, bo będzie to świadczyło tylko o nim, nie o mnie. Wierzę, że młodzież dostrzega pewne zjawiska i jeśli zobaczą, że po drugiej stronie jest sportowiec z krwi i kości, to takie zaczepki odbiorą jako niegodne. Z tego co wiem obaj podchodzimy do tego na poważnie, ze sportowym, wzajemnym szacunkiem. Nie uwiera cię to, że będąc sportowcem tego formatu, byłym dwukrotnym mistrzem świata... - Wiem, do czego dążysz. Czym to się wszystko różni? Formą przedstawienia, nic nie jest normalne. Krytykują mnie ludzie z tych, w ich mniemaniu, poważnych federacji MMA. Niestety, w tym środowisku jest mocno obecny temat środków niedozwolonych sportowo. A ktoś, kto świadomie sięga po te substancje, nie ma prawa według mnie nazywać siebie sportowcem. Bez względu na wszystko. Sport polega na tym, że twój organizm pracuje na maksa, a ty w ramach jego naturalnych możliwości i limitów dajesz z siebie wszystko to, co możesz. W efekcie dysponujesz wszystkimi naturalnymi walorami, które jesteś w stanie wytrenować. Dlatego ja, z czystym sumieniem mogę nazwać się pełnoprawnym sportowcem, bo jestem czysty od 29 lat. Zmierzam do tego, że tacy ludzie nie mają prawa odbierać mi chęci pójścia do freakowej organizacji, ponieważ sami nie są definicyjnymi sportowcami. Na tę walkę zagwarantowałeś sobie badania antydopingowe? - Niestety takie coś nie wchodzi w grę. To szkoda. - No szkoda, i nic z tym zrobić nie mogę. Mam nadzieję, że z drugiej strony jest poczucie pewnej odpowiedzialności i sportowego wyzwania. Ale niespecjalnie się tym interesuję, ja robię swoje wedle własnego programu przygotowań i swojego sumienia. A ty, wobec takiej wolnoamerykanki, sięgniesz po doping? - Nie. Nie wezmę nawet grama. Do tej walki przygotuję się tak, jak do każdej sportowej przez całą moją karierę. Trzy miesiące będzie wystarczającym czasem, abym zbudował formę. Mam nadzieję, że szybko wejdę na wyżyny poziomu sportowego, tym bardziej, że przez cały ten czas, który minął od mojej ostatniej walki, ruszam się, robię siłownię, biegam i zdrowo żyje. To będzie walka MMA, czy wyłącznie na zasadach bokserskich? - To będzie pojedynek od początku do końca według mieszanych sztuk walki. Zakontraktowany na trzy rundy. Myślę, że gdyby to była walka, która zaczynałaby się od boksu, to skończyłoby się w pierwszej rundzie. A tak będzie ci dużo trudniej, bo od razu będziesz musiał uważać na parter, którym nigdy się nie zajmowałeś. - Bardzo ważne będzie wypracowanie umiejętności, jak się wybronić przed sprowadzeniem. Mam nadzieję, że rywal nie będzie zdolny mnie powalić, a jeśli spróbuje mnie dosiąść, to bardzo się przeliczy. Zamierzam trenować naprzemiennie boks i MMA, po 2-3 razy w tygodniu. Lada moment okaże się, kto będzie mi pomagał w tej nowej płaszczyźnie. To twój koniec z zawodowym boksem? - Nie. Dlaczego? Ciągle jestem otwarty na dobrą propozycję. Powiem tak: walka o pas mistrza Europy mogłaby być, ale skoro jestem czwarty w WBO (w majowym zestawieniu już nawet trzeci - przyp. AG), czyli rankingowo blisko walki o mistrzostwo świata, to po co niepotrzebnie ryzykować? Jestem w takim miejscu kariery, że ewentualne potknięcie mogłoby całkowicie zamknąć mi drzwi. Jeszcze chwilę cierpliwie poczekam, choć trochę jestem zawiedziony i zniechęcony, bo pamiętam jak dzisiaj, że gdy poprzednim razem stałem już niemal w drzwiach do klatki, to zaawansowane rozmowy o mojej przyszłości w boksie zakończyły się niestety na niczym. I jest mi z tego powodu naprawdę przykro, bo minęło już trochę miesięcy i tak naprawdę nic nie widać na horyzoncie. Sportowo jestem na tę chwilę aktywny, robię coś, aby nie było tak, że zaczynam od zera, ale wobec powyższego uznałem, że na razie pójdę mniej sportową, a bardziej zwariowaną ścieżką. Mam nadzieję, że końcówka roku przyniesie mi coś konkretniejszego pod względem boksu, a wtedy sfokusuję się w pełni na tym, w czym jestem najlepszy. Byłoby przepięknie, gdybym do pasów IBF i WBC dołożył trzeci, federacji WBO. To byłoby spełnienie mojego marzenia i perspektywa wspaniałego zakończenia kariery. Rozmawiał Artur Gac