"Jestem prawdziwym wojownikiem, więc nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogę nie wygrać z Greenem. Nie dopuszczałem możliwości utraty mistrzowskiego pasa. Siedząc w szatni słyszałem werdykt w jednej z wcześniejszych walk, w której pas zmienił właściciela. Wtedy powiedziałem sobie: nie, ja mojego trofeum nie oddam, wrócę z nim do Polski. Przecież i ja, i mój team, zbyt ciężko pracowaliśmy, żeby wsiadać do samolotu z niczym" - powiedział 30-letni Włodarczyk. Polski pięściarz "wstrząsnął" przeciwnikiem już w drugiej rundzie, a z kolei w piątej niewiele brakowało aby Włodarczyk znalazł się na deskach. "Nie wykorzystałem sytuacji, a jak to często bywa mogło to się zemścić. Na szczęście utrzymałem się na nogach, w ogóle czułem, że przegrywam na punkty, ale cały czas pojedynek był na ostrzu noża" - przyznał. Dopiero w przedostatnim, 11. starciu (do tego momentu podopieczny trenera Fiodora Łapina przegrywał na kartach wszystkich sędziów - 93:97, 93:97, 93:96) Włodarczyk trafił prawym, a potem poprawił lewym sierpowym i pretendent znalazł się na deskach. W trakcie liczenia Green wstał, lecz był na tyle oszołomiony, że kanadyjski sędzia Michael Griffin nie pozwolił mu na kontynuowanie rywalizacji. "Widziałem, że Green słabł z rundy na rundę. Stąd coraz więcej klinczów z jego strony. Poza tym był mocno "naruszony", bowiem w końcówce walczył ze złamanym nosem i szczęką" - stwierdził zawodnik z podwarszawskiego Piaseczna. Włodarczyk odniósł 46. zwycięstwo w gronie zawodowców. Po raz trzeci obronił tytuł WBA. Na koncie ma dwie przegrane i remis. Natomiast osiem lat starszy Green doznał piątej porażki. Wygrał 31 walk. Jego bilans się nie zmieni, bowiem ogłosił zakończenie kariery.