Piramidalne błędy sędziego Roberta Byrda, które zaczęły się od zbagatelizowania skutków bezczelnego uderzenia przez Briedisa łokciem w szczękę Głowackiego, doprowadziły do przerwania toczonego w oparach skandalu pojedynku w trzeciej rundzie, porażką Polaka oficjalnie przez techniczny nokaut. Wprawdzie ciąg fatalnych w skutkach zdarzeń rozpoczął się od faulu Głowackiego, ale w opinii "Diablo" nie ma żadnej symetrii między przewiną Polaka, a "kryminałem" Briedisa. - Owszem, Krzysiek w ferworze walki uderzył Łotysza w tył głowy, ale potem ten, całkowicie umyślnie, zrobił to, co zrobił - twierdzi Włodarczyk. Walka właściwie dobiegła końca już w drugiej rundzie, gdy arbiter nie usłyszał kończącego ją gongu. Briedis z zimną krwią wykorzystał dodatkowych dziewięć sekund, kładąc Polaka na deski. - Ten nokdaun, w przedłużonym czasie, praktycznie dobił Krzyśka. W tym momencie dużo się zmieniło, Krzysiek dosyć ciężko upadł i od początku trzeciej rundy już nie był sobą - analizuje kolega "Główki" z grupy KnockOut Promotions. Zdaniem "Diablo", co do zasady, w tym momencie Briedis nie popełnił błędu, jednak ta sytuacja, podobnie jak wcześniejsze uderzenie łokciem, obnażyły go, jako człowieka. - Facet bezczelnie wykorzystał okazje, zwłaszcza że przyznał się, że słyszał gong. Zachował się jak ostatni cham. Dla takich ludzi, działających z pełną premedytacją, nie ma miejsca na pobłażanie - podkreślił Włodarczyk i dodał: - Wiadomo, choć zabrzmi to trochę brutalnie, że w ringu walczymy o przetrwanie, ale jakieś zasady, cholera jasna, w boksie chyba obowiązują. Przecież w tym sporcie nie chodzi o to, żeby działać z zamiarem pozbawienia przeciwnika zdrowia. Są szaleńcy, którzy mówią, że chcieliby zabić człowieka w ringu, ale dla mnie to chore. Były mistrz świata, dogłębniej pochylając się nad sytuacją z uderzeniem z łokcia "Główki" żałuje, że w ogóle doszło do wznowienia pojedynku. - Gdy sędzia pytał Krzyśka, czy może boksować, powinien był mu odpowiedzieć, że nie jest w stanie. Wtedy wygrałby przez dyskwalifikacje. Z tego punktu widzenia był to mały błąd - mówi najbardziej utytułowany zawodnik w grupie, jednak za taką postawę nie wini pięściarza z Wałcza. - Krzyśkowi zabrakło trochę cwaniactwa, ale nie uczymy się tego i nie mamy we krwi takich zachowań. Jak jednak widać, w tego typu sytuacjach trzeba więcej sprytu, bo nie można dać się bezczelnie faulować, a później płacić tak wysoką cenę. Włodarczyk nie jest w stanie pojąć jeszcze innego postępowania 77-letniego sędziego Byrda, który po uderzeniu łokciem "Główki" zachowywał się tak, jakby podejrzewał Polaka o udawanie, choć po wszystkim ukarał Łotysza odjęciem punktu. - Arbiter wywierał presję pytając Krzyśka, czy boksuje dalej i szturchał go jak kłodę. Przecież to nie było nastąpieniem stopą na palec przeciwnika, tylko bardzo poważny faul - irytuje się "Diablo". W opinii byłego czempiona, gdyby arbiter posunął się do - w tej chwili już tylko hipotetycznego zdyskwalifikowania Głowackiego - jego decyzja nie miałaby prawa obronić się wobec faktów. - Wtedy sprawa byłaby absolutnie do wygrania i odwołanie musiałoby przynieść skutek. A teraz? Pewnie nic z tego nie wyjdzie, bo strona niemiecka, choć nie uważam Kallego Sauerlanda za "przekręta" czy oszusta, nieraz uciekała się do nieczystych gierek. Sauerland niby sam powiedział, że odwoływać może się każdy, co ja zrozumiałem tak: odwołujcie się, ale guzik to da. Oczywiście trzeba próbować, ale... Możemy stukać do okna, tylko nie bardzo wiadomo, do którego - podsumował Włodarczyk. Na koniec, patrząc już czysto boksersko na początek sobotniej batalii, zdaniem naszego rozmówcy Briedis odrobił pracę domową i pierwsza, jeszcze "czysta" runda pokazała, że obrał niewygodną taktykę dla naszego pięściarza. - Briedis był niesamowicie przygotowany. Trzymał się blisko Krzyśka, by w dogodnym momencie dojść z ciosem. Łotysz w pewnym sensie chciał, tak czuję, być cieniem Krzyśka, czyhając na każdy błąd i bezwzględnie go wykorzystać. Artur Gac