Włodarczyk (49-3-1) był mistrzem kategorii junior ciężkiej cztery lata. 27 września ubiegłego roku stracił tytuł przegrywając z Drozdem jednogłośnie na punkty. - Tym razem do Moskwy lecę po zwycięstwo, nie ma innej opcji. Jestem gotowy na wojnę, a nie jak poprzednio tylko na stanie i przyjmowanie ciosów - powiedział podczas zgrupowania w Zakopanem. Dodał, że jego atutem będzie także to, że zawsze wolał mistrzowski pas zdobywać niż go bronić. - Nie ma wtedy presji powodowanej obawą utraty trofeum. W tej walce jednak będzie jeszcze coś innego - wejdę na ring, żeby odzyskać coś, co kilka miesięcy temu przy pewnych potknięciach utraciłem - dodał. Według trenera Fiodora Łapina, wpływ na wynik wrześniowego pojedynku miało kilka czynników. - Po pierwsze Krzyśkowi nie leży za bardzo styl walki Drozda, poza tym wkradła się rutyna i trochę zlekceważył przeciwnika. Głównie jednak uważam, że nie był gotowy mentalnie. Teraz już na pewno wiemy, co musi mieć w głowie, żeby w ringu wszystko wyglądało zupełnie inaczej - zapewnił. Włodarczyk zgodził się w tej kwestii ze szkoleniowcem. - Komplikacje w życiu prywatnym - w lipcu urodziła mi się spoza małżeńskiego związku córeczka - spowodowały, że w mojej głowie przez kilka miesięcy panował istny mętlik. Do tego doszedł brak pewności siebie. Z takim chaosem nie można wchodzić na ring. Ja wszedłem, stanąłem i... dostałem lanie - wspomniał. Według niego przegrana była - jak to określił - postawieniem go do pionu, "które bardzo się przydaje, chociaż czujesz się wtedy jak pogrzebany po uszy w piachu i czekasz, aż ktoś ci poda rękę i otworzy przed tobą jakieś szanse". - Przykro było wracać do domu i siedzieć odczuwając straszny smutek i żal do siebie za stworzenie tej całej sytuacji, która do tego doprowadziła - podkreślił. Sytuacja rodzinna w dalszym ciągu nie jest do końca stabilna, skąd więc pewność, że tym razem walka będzie miała zupełnie inny przebieg? - Oczywiście jest mi bardzo przykro, że nie mogę widywać córeczki, ponieważ kocham ją równie mocno jak syna, ale mam nadzieję, że czas leczy rany i wszystko będzie w należytym porządku. Kubeł zimnej wody na łeb podziałał i teraz będzie inaczej. Plan jest taki - pojechać, wygrać, zadbać o przyszłość swojej rodziny i drugiego dziecka - zapewnił. Włodarczyk zamierza tym razem zmusić Drozda do przyjęcia swoich reguł walki. - Głównie zadając dużą liczbę ciosów i osłabiając go w ten sposób z rundy na rundę, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Będę jak wygłodniały wilk, który szuka swojej ofiary i dotąd ją podgryza aż ta padnie lub podda się sama. Będę go kąsał i kąsał, a jestem zawodnikiem, którego ciosy bolą, więc taka kumulacja zrobi swoje - wyraził nadzieję. Łapin zapytany o stan przygotowań do majowej walki, odpowiedział, że jest bardzo zadowolony, ponieważ nie przypomina sobie sezonu Włodarczyka z tak długim okresem pracy nad formą. - Zawsze coś się wydarzało - a to kontuzja, a to choroba czy inne problemy i trzeba było zaczynać wszystko niemal od nowa. Teraz na wcześniejszym etapie mogliśmy zrobić inną niż dawniej siłę i wytrzymałość. Teraz powoli dogrywamy sparingpartnerów i rozpoczynamy pracę nad taktyką, żeby wyeliminować błędy, które dostrzegliśmy wielokrotnie oglądając film z wrześniowej walki Krzyśka - zaznaczył. Do walki pozostały niespełna dwa miesiące. Trener uważa, że to dużo, ale i zarazem mało czasu. - Po pierwsze musimy wszystkie spostrzeżenia wdrożyć na workach i w technice podczas sparingów. Są to setki, ba - tysiące ciosów, które należy utrwalić. Jednym słowem trzeba kuć żelazo póki gorące, póki ta głowa i ciało chcą to tak naprawdę przepracować - tłumaczył Łapin. Na dwutygodniowym zgrupowaniu w Zakopanem przybywali także Krzysztof Głowacki, Andrzej Wawrzyk, Łukasz Maciec oraz Maciej Miszkin i Łukasz Janik. Część grupy zakończyła obóz wcześniej, ponieważ przygotowuje się do walk podczas gali Wojak Boxing Night, która odbędzie się 10 kwietnia w Gliwicach. Podobnie jak poprzednio treningi w Zakopanem były prowadzone indywidualnie. "Jedni sparowali, inni poprawiali technikę, a Włodarczyk, Głowacki, Wawrzyk i Maciec pracowali nad siłą i wytrzymałością np. biegając po górach. Przeważnie pogoda dopisywała, chociaż raz było bardzo nieprzyjemnie. Przyszła silna mgła i w rejonie Kasprowego Wierchu niemal się zgubiliśmy. Do tego było bardzo zimno i wiał porywisty wiatr, więc kolejka nie jeździła. To był dla chłopaków test na charakter, który zdali bardzo dobrze" - podsumował Łapin.