Julia Szeremeta przez turniej w Paryżu szła jak burza, aż dotarła do finału, w którym zmierzyła się z Lin Yu-ting. Polka musiała uznać wyższość reprezentantki Tajwanu, z którą nie była w stanie nawiązać wyrównanej rywalizacji i nie pozostało jej nic innego, jak cieszyć się z olimpijskiego srebra. A po walce sama przyznała, że w sobotnim pojedynku stanęła przed trudnym zadaniem. "Było bardzo ciężko, choć liczyłam, że się uda i wyczuję przeciwniczkę. Jest bardzo wysoka, ma długi zasięg ramion i do tego bardzo niewygodny lewy prosty. Miałam go sobie wyczuć i w tempo wchodzić, ale też ta zawodniczka jest bardzo dobrą kontrbokserką. Więc kiedy chciałam ją trafić, to schodziła z linii i przepuszczała moje ataki" - mówiła podczas konferencji prasowej. Po walce głośno jest nie tylko o 20-latce z Chełma, ale także jej rywalce, która została wykluczona z ubiegłorocznych mistrzostw świata po tym, jak, podobnie jak u Imane Khelif, rzekomo wykryto u niej zbyt wysoki poziom testosteronu. I chociaż nie potwierdzono dowodów tychże badań, to praktycznie od początku turnieju w Paryżu obie zawodniczki były mocno krytykowane. Ostrzeżenie dla Julii Szeremety. Zdecydowane stanowisko po finale Polki. Krzysztof Kosedowski apeluje i gratuluje Lin Yu-ting krytykowana. Prezydent Tajwanu zabrał głos Rywalkę Szeremety atakowała chociażby popularna pisarka J.K. Rowling, która zresztą doczekała się riposty ze sztabu pięściarki. A w mediach społecznościowych pojawiało się wiele ostrych wpisów na temat Lin Yu-ting - kibice śledzący turniej zarzucali jej, że jest mężczyzną i nie powinna rywalizować z innymi kobietami. Świeżo upieczona mistrzyni olimpijska ma jednak także swoich obrońców, do których należy prezydent Tajwanu. Lai Ching-te po walce dodał krótki wpis w serwisie X (dawny Twitter), w którym wyraził swoje wsparcie dla pięściarki. Feministyczna organizacja reaguje po porażce Szeremety, mówi o płci rywalki. "Kobieta okradziona"