Aleksander Powietkin, Tomasz Adamek, Mike Tyson czy Andrzej Fonfara - gala w Barclays Center była naszpikowana gwiazdami światowego boksu. Aż dwie mistrzowskie walki w wadze ciężkiej sprawiły, że wieczór na Brooklynie zapowiadał się pasjonująco. Bohaterem wielu Polaków miał być jednak 27-letni chłopak z Wieliczki. - Wstałem o godz. 8.20. Jestem dziwnie spokojny... Coś czuję, że Polska doczeka się pierwszego mistrza świata wagi ciężkiej - mówił przed kamerą Polsatu Artur Szpilka, który w walce wieczoru zmierzył się z Deontayem Wilderem. W drugim starciu o pas Charles Martin spotkał się z Wiaczesławem Głazkowem. Ale polskich kibiców interesowało przede wszystkim danie główne. Bokserzy wyszli do ringu tuż po godz. 5 czasu polskiego. Szpilka przy piosence "Urodziłem się w Polsce" zespołu "Złe psy" pewnie wkroczył między liny i długo nie ściągał kaptura. Wilderowi towarzyszyła natomiast... ogromna porcja gwizdów, bo hala w Barclays Center była wypełniona polskimi kibicami. Początek należał do Szpilki, który przed walką zapowiadał, że ruszy na Amerykanina z impetem. I tak też się stało. W pierwszej rundzie był bardzo ruchliwy, dobrze pracował na nogach i już zdążył rozciąć prawy łuk brwiowy Wildera. Polak konsekwentnie realizował nakreślony przez trenera Ronniego Shieldsa plan i prezentował się naprawdę przyzwoicie. Próbował kombinacyjnych akcji, obniżał pozycję i wyśmienicie unikał ciosów Amerykanina. Po trzech dobrych rundach zaczął prowokować Wildera, opuszczał ręce i szyderczo się uśmiechał. Na rywalu nie robiło to jednak żadnego wrażenia. Mistrz ciągle czekał na ten jedyny cios i pierwszą próbkę możliwości dał w czwartym starciu. Potężny prawy trafił w głowę Szpilki, ale Polak tylko się uśmiechnął. I wciąż wyglądał bardzo dobrze pod względem kondycyjnym, choć nigdy wcześniej nie przygotowywał się do 12-rundowego pojedynku. Udawało mu się skracać dystans, a Wilder był chyba delikatnie zaskoczony taką postawą wieliczanina. W dziewiątej rundzie Amerykanin w końcu się doczekał. Chwila nieuwagi Szpilki wystarczyła, by Wilder posłał potężną bombę, a Polak padł na deski jak rażony piorunem. Stracił przytomność i długo nie podnosił się z ringu. Narzeczona Szpilki złapała się za głowę, płakała, a Polakowi pomocy udzielali lekarze. Szpilka nie był nawet w stanie wstać, by usłyszeć jaki jest wynik pojedynku. Po chwili odzyskał przytomność, ale ratownicy medyczni odnieśli go najpierw do szatni, a później odwieźli do szpitala. Łukasz Szpyrka <a href="http://sport.interia.pl/boks/news-deontay-wilder-pokonal-artura-szpilke-w-walce-o-pas-mistrza-,nId,1955550,nPack,2">CZYTAJ DALEJ</a>