Wilder (37-0, 36 KO) nie chciał walczyć w Rosji. A musiał, bo jego sztab przegrał przetarg. Wtedy jednak wybuchła afera ze śladową ilością zakazanego meldonium w organizmie Aleksandra Powietkina (30-1, 22 KO) i sprawy się skomplikowały. Jeśli jednak "Sasza" pokona w sobotę Bermane'a Stiverne'a (25-2-1, 21 KO) i zdobędzie tymczasowy pas WBC, Amerykanin znów będzie zmuszony pomyśleć o Rosji. "Brązowy Bombardier" wygraną nad Chrisem Arreolą okupił poważnymi kontuzjami prawej ręki. Nie był zdolny do podjęcia rękawicy, stąd też federacja wyznaczyła Powietkina i Stiverne'a do walki o tytuł w wersji Interim. Obaj skrzyżują rękawice pojutrze w Jekaterynburgu. - Nie mam wątpliwości, że skoro walka odbywa się w Rosji, to wygra Powietkin. Oczywiście w wadze ciężkiej jeden cios może zmienić wszystko, ale dużo też zależy od małych rzeczy. A Rosjanie rozgrywają te swoje małe gierki. Oszukiwali na igrzyskach i nie można im ufać - uważa Wilder. Siłacz z Alabamy ma już na koncie cztery skuteczne obrony tytułu. Odprawił kolejno: Erica Molinę (KO 9), Johanna Duhaupasa (TKO 11), Artura Szpilkę (KO 9) i właśnie Chrisa Arreolę (TKO 8).