Promotor Powietkina powiedział, że w organizmie zawodnika znaleziono meldonium, a test został przeprowadzony w kwietniu. Z kolei Wilder ostatnią walkę stoczył w styczniu z Arturem Szpilką. Wygrał ją przez nokaut w dziewiątej rundzie. Pojedynek odbył się w Nowym Jorku. - Brak słów. To wstyd, że mistrz musi przechodzić takie coś. Wszystko robiłem perfekcyjnie. Udałem się do Anglii i wystawiłem swój organizm na próbę wytrzymałości, a wszystko poszło na marne. Ta cała sytuacja pokazuje tylko, jak oni bardzo się mnie obawiali. Nie chcieli po prostu, bym przybył do Rosji i znokautował ich zawodnika na oczach prezydenta - uważa "Brązowy Bombardier". - To Powietkin naruszył warunki umowy, pozbawił Wildera szansy obrony tytułu, a przecież Deontay i jego drużyna ponieśli już spore straty. Tak więc rozmowy o przełożeniu tej walki na inny termin są bezpodstawne i zdecydowanie przedwczesne - wtrącił promujący championa Lou DiBella. - Ciągle bardzo bym chciał skopać Powietkinowi tyłek. Nie ma takich specyfików na świecie, które uratowałyby go i powstrzymały przed tym laniem. W mojej ocenie Powietkin nigdy nie był poważnym zagrożeniem i byłem gotowy pokazać światu, do czego jestem zdolny. Niestety taka szansa została mi skradziona. Zresztą nie tylko mi, wszystkim kibicom boksu. My zrobiliśmy wszystko tak jak trzeba, zaakceptowaliśmy wszystkie warunki i pozostawaliśmy cierpliwi. Jest mi po prostu szkoda kibiców - dodał Wilder.