- Źle to rozegrałem - mówi o nieudanej walce w lutym 2020. Wciąż jednak przekonuje, że rywal oszukiwał, nie zrezygnował więc z teorii spiskowych. Niektóre nawet rozszerzył... - Coś było nie tak z jego rękawicami, a mój trener Mark Breland okazał się nielojalny wobec mnie. Mimo tego Fury wciąż nie potrafił mnie skończyć. Wsadził we mnie wszystko co ma, a ja to przyjąłem. Od początku zdałem sobie jednak sprawę, że coś jest ze mną nie tak. Byłem senny i praktycznie od początku walki wyczerpany. Oni bali się tej walki, dodali mi więc coś, co mnie spowolniło. Jak zresztą można wierzyć jemu w tym sporze, skoro to on był kiedyś złapany na dopingu i oszustwie? On coś manewrował przy rękawicach, bo przecież nadgarstek nie może ci się wygiąć pod kątem 90 stopni, no chyba że byłem bity praktycznie samymi kostkami jego pięści. Fury nie ma siły uderzenia, więc nawet oszukując przy rękawicach nie dał rady mnie znokautować - stwierdził Wilder. - Mam czystą kartę etyki, nigdy nie oszukiwałem ani nie wspomagałem się niczym zabronionym, ale wychodzi na to, że to ja kłamię, a nie Fury, któremu w przeszłości udowodniono już oszustwa i doping. Pomimo iż zostałem czymś dodatkowo spowolniony, to i tak im to nie starczyło i wykorzystali mojego nielojalnego trenera, który rzucił ręcznik - dodał "Brązowy Bombardier", który zanim został strącony przez "Króla Cyganów" z tronu WBC, wcześniej aż dziesięć razy obronił tytuł mistrza świata wagi ciężkiej.