Od początku walki w amerykańskim Birmingham dominował czempion, który na wielkim luzie odpierał ataki pretendenta, kontrując go z defensywy, ale również samemu przechodząc do ataku. "Koszmar" nie mógł dosięgnąć głowy "Brązowego Bombardiera", więc próbował odmienić losy boju ciosami na korpus, niestety dla siebie również nieskutecznie. W końcówce czwartej rundy Wilder huknął prawym krzyżowym, wyraźnie raniąc przeciwnika. Natychmiast więc doskoczył do Arreoli, władował w niego kilka "dzikich" sierpów, powalając w końcu na matę. Gdy sędzia doliczył do ośmiu, na zegarze pozostało jeszcze dziesięć sekund do przerwy. Dla Arreoli było to chyba najdłuższe dziesięć sekund w życiu, ponieważ zainkasował w tym czasie jeszcze kilka bardzo mocnych uderzeń. Do narożnika schodził praktycznie znokautowany... Okazało się, że podczas tej nawałnicy Deontay uszkodził sobie prawą rękę i od piątego starcia mocno bił już praktycznie tylko lewą ręką. Mimo wszystko wciąż królował między linami. Na finiszu siódmej rundy lewym sierpowym znów wstrząsnął porozbijanym i zapuchniętym Arreolą, który został poddany przez narożnik po gongu rozpoczynającym ósme starcie. - Chciałem zafundować wam nokaut, ale złamałem rękę i zerwałem mięsień - powiedział zwycięzca w wywiadzie tuż po walce, gdy jego prawy biceps był okładany lodem. - Deontay zostanie zbadany w lokalnym szpitalu, a w tym tygodniu skonsultujemy się ze specjalistą, aby ocenić szkody, jakie odniósł w prawej ręce i bicepsie - stwierdził jego promotor Lou DiBella. Dla Wildera była to czwarta udana obrona tytułu, z kolei dla Arreoli było to trzecie i prawdopodobnie ostatnie nieudane podejście do tytułu wszechwag.