Amerykanin spotkał się z Filipińczykiem w grudniu 2008 roku. Wypalony, nieprzypominający "Złotego Chłopca", który stał na szczycie bokserskiego świata, przegrał z kretesem, zostając poddanym przez narożnik po ósmej rundzie. Zaraz po walce powiedział, że sam to sobie zrobił. Nie wytłumaczył, co miał na myśli. Teraz, kiedy problemy ma już w końcu za sobą, zdobył się na szczerość. - Na dwa tygodnie przed walką byłem "zalany" w sztok, nie wiedziałem, co się dzieje - przyznał 41-latek. Symptomy nadciągających problemów pojawiły się już na początku wielkiej sławy De La Hoyi. Kilkanaście godzin po zdobyciu olimpijskiego złota w Barcelonie 19-letni wówczas zawodnik zasiadł obok pływaczki Janet Evans, aby odpowiedzieć na pytania dziennikarzy. Mało kto wiedział, że poprzedniego wieczora tak się upił, że rodzina musiała go odprowadzać do hotelowego pokoju. - Siedzę, obok mnie Janet Evans z tymi swoimi wszystkimi medalami. I po prostu zasnąłem. Zadają mi pytania, a ja nie wiem, co jest grane. Słyszałem tylko "Oscar, Oscar" - wspomina. W przeciwieństwie do wielu innych mistrzów, którym nałogi pochłonęły nie tylko życie, ale i niezbędne do niego środki, De La Hoya pieniędzy nie przepuścił. Duża w tym zasługa słynnego mistrza wagi lekkiej Ike’a Williamsa. Na spotkanie z wybitnym zawodnikiem w jednym z gymów w Los Angeles zabrał kiedyś młodego Oscara ojciec. - Myślał, że Ike nauczy mnie wyprowadzać lewy sierpowy czy coś w tym stylu. Williams natomiast powiedział: "Jedyna rada, jaką ci dam, to taka, abyś pilnował swojej kasy". Te słowa ze mną zostały - powiedział. Dzisiaj De La Hoyi, który swego czasu używał też kokainy, używki już nie w głowie. Znowu cieszy się życiem i skupia na pracy promotorskiej w Golden Boy Promotions, którą w ostatnich latach wykonywali za niego współpracownicy, z Richardem Schaeferem na czele. - Wcześniej nie chciałem odpowiedzialności. Byłem "Złotym Chłopcem", myślałem, że wszystko mi się należy. Emocjonalnie byłem odcięty od otoczenia, i to już od czasów nastoletnich. Teraz czuję się wolny, po raz pierwszy w życiu odnalazłem spokój. Boks to moja pasja, trzyma mnie przy życiu. Dał mi to życie, gdy byłem dzieckiem, a potem dał mi jeszcze jedno, jako promotorowi - stwierdził.