Od kiedy tylko zabrzmiał pierwszy gong, obaj od razu ruszyli do obopólnego bombardowania. W połowie pierwszej rundy Kanadyjczyk trafił bardzo mocnym prawym krzyżowym. Ruszył dokończył dzieła zniszczenia, ale Amerykanin przyjął jego prawy na swoją lewą rękawicę, natychmiast odpowiedział po bloku lewym sierpem i teraz to on miał przeciwnika w tarapatach. W drugiej rundzie trwała wojna, choć aktywniejszy i częściej bijący był Lemieux. Na początku trzeciego starcia Curtis znów zaskoczył byłego mistrza świata wagi średniej taką samą akcją jak w pierwszej odsłonie. Przyjął akcję na blok i skontrował swoim lewym sierpem. David za moment jednak znów nacierał, a nokaut wisiał w powietrzu. No i w końcu stało się to, co stać się musiało, bo potężne bomby pruły powietrze po obu stronach. Na minutę przed końcem trzeciej rundy obaj wystrzelili lewym sierpem bitym z całym skrętem. Odrobinę szybszy, a przede wszystkim dokładniejszy, okazał się Lemieux. Trafił na brodę. Bum! Stevens bezwładnie osunął się na matę, ponad minutę był nieprzytomny, a ring opuścił na noszach. - Mówiłem wam, że tak się to skończy. Obiecywałem nokaut i dotrzymałem słowa. Mam tylko nadzieję, że z nim wszystko w porządku. Ludzie chcą dobrych walk i zrobiliśmy co do nas należy. Chcę mierzyć się z najlepszymi, jak na przykład Canelo, chcę też jednak swojego rewanżu z Gołowkinem - powiedział po wszystkim triumfator.