Londyńczyk przegrał niemal dokładnie rok temu wyrzucony sierpami rywala poza liny w jedenastej rundzie. Trzeba jednak przypomnieć, że boksował dłuższy czas z poważną kontuzją Achillesa. Rewanż pierwotnie miał się odbyć 17 grudnia, jednak David znów nabawił się kontuzji. Na początek maja ma podobno być już w znakomitej formie."Wychodząc do walki, musisz być do niej odpowiednio nastawiony. Problem w tym, że do pierwszej walki z Bellewem wychodziłem z przekonaniem, że go szybko znokautuję. Zapowiadałem łatwą przeprawę, ale walka wcale nie okazała się taka łatwa jak miała być. Zdałem sobie sprawę, że walczyłem słabiutko, wiedziałem natomiast, że doczekam się rewanżu. Nasz pierwszy pojedynek pozostawił wciąż wiele pytań bez odpowiedzi, a przy tym wzbudził ogromne zainteresowanie. Popełniłem błąd lekceważąc go. Plan był prosty, wyjść i go znokautować. Ani trochę się go nie obawiałem. Byłem przekonany, że nie może mnie zranić nawet najlepszym ciosem. Wyciągnąłem wnioski i tym razem wyjdę do ringu z przekonaniem, że on również mógłby mnie czymś mocnym trafić. To sprawi, że będę w jeszcze lepszej dyspozycji" - przekonuje dawny król kategorii cruiser oraz mistrz WBA w wadze ciężkiej."Przygotowania idą bardzo dobrze. Ismael Salas jest bardziej nauczycielem niż trenerem. Współpracował z wieloma znakomitymi zawodnikami, robi to od czterdziestu lat i był w narożniku osiemnastu mistrzów świata. To mówi przecież samo za siebie. Jestem na tyle doświadczonym zawodnikiem, że umiem tak naprawdę wszystko. Problem w tym, że wychodząc potem do ringu obracałem się wokół kilku akcji. Wiem jak uderzyć lewym podbródkowym, ale nie używałem tej akcji. I właśnie Salas wyciąga ze mnie to, co umiem, ale o czym zapomniałem. Będę dzięki niemu jeszcze lepszy" - dodał Haye.