- Ta walka dużo Fury'emu dała, jeśli chodzi o postrzeganie publiczne. Nie znam nikogo, kto ją widział i nie został po niej jego fanem. Trudno nie być czyimś fanem, kiedy pokazuje on takie serce, kiedy podnosi się po tak ciężkim nokdaunie. I nie szkodzi, że nie wygrał. Wielu bokserów pada, bo zaboli ich ręka czy noga. Nie Fury. On praktycznie spał, a potem się nagle obudził. Byłem pewien, że to koniec, że Wilder w końcu trafił go tym ciosem, którego szukał cały wieczór - powiedział Haye.- To była trudna walka do oceny, jestem w stanie zrozumieć argumenty po obu stronach. U mnie prowadził Fury, chociaż nie punktowałem walki runda po rundzie. Z jej przebiegu wynikało jednak, że nawet przy nokdaunach Fury powinien był wygrać. Trzeba jednak pamiętać, że walka odbywała się w Ameryce, a on walczył z mistrzem świata. Słyszałem, jak Wilder mówi, że aby pokonać mistrza, trzeba mu wyrwać pas. W ostatniej rundzie Fury zaliczył ciężki nokdaun. Remis może nie był sprawiedliwy, ale obaj zawodnicy mają teraz szansę zrobić to ponownie, lepiej się przygotować. Nie sądzę, aby była to zła decyzja dla boksu - w tym sensie, że będziemy mogli zobaczyć ich znowu - dodał.