Artur Gac: Wojna w Ukrainie to dziś temat, którym żyje świat i cała Europa. Czy na panu też robi wrażenie wielkie męstwo, odwaga i gotowość oddania życia nie tylko przez zwykłych obywateli naszego sąsiedniego kraju, ale także największe sławy, w tym te z bliskiego panu światka boksu? Przede wszystkim braci Kliczków miał pan okazję doskonale poznać. Dariusz Michalczewski: - Ja myślę, że chyba nikt z nas inaczej by nie postąpił. Tym bardziej, że Witalij jest merem Kijowa. A sprawując taką funkcję, moim zdaniem, kupuje się bilet w jedną stronę na każdą ewentualność. Nie ma innego wyjścia. A podejrzewam, że nawet nie chciałby mieć innego. Ktoś powiedział, że mógłby sobie gdzieś z dala od Ukrainy siedzieć i przyglądać wydarzeniom... No nie, to jest jego misja. Postępuje najwłaściwiej, jak tylko można. Tym bardziej, że takie prominentne postaci, jak Witalij, Władimir, Ołeksandr Usyk, czy Wasyl Łomaczenko, są nadzieją dla całego narodu ukraińskiego. A są też przecież inni, mniej znani sportowcy, czy także aktorzy i piosenkarze, którzy biorą broń do rąk i idą na wojnę. Sądzę, że u nas na pewno nie byłoby inaczej. Polska jest bardzo walecznym narodem. Takie znane osoby, uwielbiane i podziwiane przez miliony, nie tylko dają dobry przykład, ale dodatkowo budują ducha walki w narodzie i morale wśród rodaków. - Oczywiście. Przecież to są ludzie, którzy na co dzień mieli wspaniałe, bogate i wygodne życie. A teraz zdecydowali się schodzić do schronów oraz piwnic, a także walczą. To jest duma dla całego narodu, że zwykli obywatele nie zostali teraz sami, a są z nimi również ci najpopularniejsi. Dziś nieważne, czy ktoś jest bogaty czy biedny, niski czy wysoki, gruby czy chudy - wszyscy idą po jedno: po wolność i niepodległość. Cholernie przykre, że w tych czasach trzeba rozmawiać na takie tematy. Przecież do niepodległości już wszyscy przywykliśmy, jak do czegoś naturalnego. Myśleliśmy, że w naszej części świata tych najczarniejszych wydarzeń ciągle będziemy uczyli się tylko z podręczników do historii. - Aż nie znajduję słów. Dla mnie, a jak sądzę, też dla większości, było to wielkim zaskoczeniem. Jednak teraz człowiek myśli już dalej i, powiem szczerze, zaczynam się obawiać, kiedy pierwsza "bombka" spadnie na teren naszego kraju. Postępowanie Putina wygląda psychopatycznie. To nienormalnie, żeby strzelać do dzieci, kobiet, mężczyzn... Widziałem zdjęcia, które są pokazywane w mediach, to aż nie chce się wierzyć. Wydaje się, że to wszystko to science fiction. My tu sobie rozmawiamy, ja teraz jadę do szkoły po dzieci, a rzut beretem od nas ludzie się zabijają. To wprost niewiarygodne. Jest pan pełen obaw, że choć jako Polska wyznaczamy linię NATO, co daje nam większe poczucie bezpieczeństwa, to mimo wszystko agresja Putina każe panu wkalkulowywać takie zagrożenie ze strony tego dziś nieobliczalnego człowieka? - On cofnąć się już nie może. Jedno, co może zrobić z mojego punktu widzenia, choć nie jestem fachowcem, to jeszcze skok w bok, ale to oznaczałoby jego przegraną. W każdym razie z godziny na godziny maleją szansę, że Putin włączy bieg w przeciwnym kierunku. Dziś, jako człowiek bez przyszłości, może iść tylko do przodu i to jest niebezpieczne. Zresztą słyszymy, że siedzi już w jakimś bunkrze. Nadzieją byłby jeszcze sabotaż w jego kierunku ze strony ludzi, którzy są w jego najbliższym otoczeniu. Może ktoś z podwładnych w końcu się ocknie, pójdzie po rozum do głowy i powie sobie: "ku***, przecież tak nie może być! Musimy tego psychopatę skasować". I to jest przerażające, co pan powiedział, ta jego możliwa świadomość przy całym szaleństwie, że swoje życie już przegrał. Zostanie zabity lub maksymalnie osądzony jako zbrodniarz wojenny. Tym bardziej może być zdesperowany do granic i zachować się niczym kamikadze. - Jeszcze najprostsze byłoby, gdyby sam sobie strzelił kulką w głowę, ale nie wiadomo też, jaki wariat po nim doszedłby w Rosji do głosu. Dlatego, z mojego punktu widzenia, najlepszy byłby sabotaż ze strony jego ludzi. Powiedział pan wyraźnie, że po kimś takim, jak świetnie panu znany Witalij Kliczko, z racji posady mera Kijowa, niczego innego się pan nie spodziewał. Ale już inaczej można spojrzeć na motywację jego brata, Władimira Kliczki, który nie wyobraża sobie teraz przybywania w innym miejscu niż Ukraina. Z kolei np. Usyk porzucił rozmowy i przygotowania do walki rewanżowej z Anthonym Joshuą. Dzisiaj walkę życia toczy z Federacją Rosyjską. - To jedyne, właściwie podejście tych sportowców do wydarzeń, które mają miejsce. Nie wyobrażam sobie, jak można by było trenować do walki, a przy tym nie myśleć, że w ojczyźnie umierają członkowie bliższej lub dalszej rodziny, przyjaciele i znajomi. Trudno byłoby z takim bagażem się przygotowywać i jechać na walkę, wiedząc, że rozgrywają się takie wydarzenia. Ja sobie tego nie wyobrażam, że mógłbym siedzieć w Hamburgu i szykować do walki, gdyby w Polsce było zagrożone życie wszystkich najbliższych. Myślę, że na piechotę zapierdzielałbym z powrotem. Teraz najbardziej przerażająca, myśląc o naszym kraju, jest ta perspektywa atomowego arsenału Putina. I na to włodarze naszych państw, którzy negocjują, muszą uważać, żeby debila zaszachować, a nie sprawić, aby całkowicie zwariował. To dzisiaj człowiek-morderca na poziomie odbezpieczonego granatu albo jeszcze gorzej. Jakie słowa - jak kolega do kolegów - dzisiaj skierowałby pan do braci Kliczków, którzy już zapowiedzieli, że zostają w Ukrainie do końca, cokolwiek by się nie działo? - Na tyle, ile znam Witalija i Władimira, to niczego innego się po nich nie spodziewałem. Wiedziałem, że to chłopaki z charakterem, czy - mówiąc wprost - z jajami. Wiedziałem, że postąpią tak, jak zrobili. Życzę im z całego serca, aby z tego śmiertelnego niebezpieczeństwa wyszli obronną ręką. I ogólnie trzymam kciuki za wszystkich ludzi w Ukrainie, żeby było jak najmniej ofiar tej wojny. Rozmawiał Artur Gac