Partner merytoryczny: Eleven Sports

Dariusz Michalczewski docenił 14-latka i jednym ciosem powalił Tomasza Adamka. Czempion boleśnie trafił mistrza

- Pokora, szacunek, respekt. I determinacja. Nie ma rzeczy niemożliwych, wszystko jest w naszym zasięgu, tylko poprzez ciężką pracę. Praca, praca i jeszcze raz praca. Jeśli nie doceni tej małej kasy, to dużej też nie doceni. Będzie miał ją gdzieś. To musi się odbywać małą łyżeczką i ta prawidłowość zawsze była dobra – mówi w rozmowie z Interią Dariusz Michalczewski, były mistrz świata w boksie zawodowym, który osobiście pofatygował się do Lęborka, by wręczyć stypendium 14-letniemu mistrzowi Europy. – Ktoś taki, jak Kuba Wojnicz, zapala światełko w tunelu – podkreśla "Tygrys".

Dariusz "Tygrys" Michalczewski
Dariusz "Tygrys" Michalczewski/TADEUSZ SKWIOT / CYFRASPORT / NEWSPIX.PL/Newspix

Artur Gac, Interia: Ostatnio w Człuchowie odbył się "Benefis Polskich Mistrzyń i Mistrzów Świata" w boksie zawodowym. Nie tylko byłeś obecny na gali, ale również - jeśli mam dobre informacje - zaangażowałeś się od strony finansowej.

Dariusz Michalczewski, hegemon w wadze półciężkiej przez blisko dekadę: - Doceniam chłopaka, który przy tym pracuje, więc za każdym razem się dokładam, gdy tylko zwraca się do mnie z prośbą.

Byłeś w gronie takich pięściarzy, jak m.in. Krzysztof Włodarczyk, Krzysztof Głowacki, Przemysław Saleta...

- Zgadza się, byli jeszcze Mariusz Wach, Maciek Zegan, czy dziennikarz Janusz Pindera, który w sumie widział niemal wszystkie moje walki i je komentował. Znamy się od 1984 roku. Dla mnie to zawsze wielka przyjemność spotkać kolegów, byłych i obecnych sportowców. Było sympatycznie, z wielkim szacunkiem i dużym respektem. Naprawdę, fajne chłopaki.

Pojawiła się tęsknota za tym, co było jeszcze tak niedawno? Dziś mamy niemal "pustynię" w boksie zawodowym.

- No tak, to jest smutne. Ale też się cieszę, bo mam okazję w Lęborku wręczyć naszemu mistrzowi Europy do lat 14 Jakubowi Wojniczowi (kat. 90kg) stypendium. Dostał od mojej fundacji "Równe szanse" taką nagrodę finansową.

Możesz ujawnić, w jakiej wysokości?

- Na razie 1000 złotych miesięcznie, na rękę.

Myślisz, że to będzie istotny bodziec, aby chciał rozwijać się w sporcie?

- Ja myślę, że na pewno. Ktoś może od razu powie, że tysiąc złotych to jest niewiele, ale on ma dopiero 14 lat. Nie ma co od razu psuć chłopaka, ale za chwilę to może być 2 tysiące, albo i 3 tysiące. Jednak doszliśmy do wniosku, że na "dzień dobry" warto zacząć od takiej kwoty. Apetyt niech rośnie w miarę jedzenia, a wierzę, że dodatkową motywacją będzie też to, iż stypendium wręcza mu Darek Michalczewski. Został przeze mnie zauważony i jest doceniony. To nie są miliony, ale nie można go zepsuć.

Mierzący 190cm wzrostu ósmoklasista, przed tym sukcesem, trenował boks pod skrzydłami swojego taty Adama Wojnicza zaledwie przez osiem miesięcy.

- I tak szybko zdobył mistrzostwo Europy, to jest kosmos. Słyszałem, że w finale pokonał Rosjanina i podobno zaprezentował się super. Słuchaj, to się nie dzieje z przypadku. Z przypadku to można wygrać jedną walkę, jak ci się poszczęści, a nie każdy z trzech pojedynków.

I teraz trzeba mądrze go docenić.

- Jeśli nie doceni tej małej kasy, to dużej też nie doceni. Będzie miał ją gdzieś. To musi się odbywać małą łyżeczką i ta prawidłowość zawsze była dobra. Ja może zostałem szybko trochę zepsuty, bo za pierwszą swoją oficjalną walkę w Słupsku dostałem 3 tysiące złotych. Te pieniądze wypłacił mi wtedy prezes Boratyński. A później, jako 15-16-latek, miałem już jakoś pół etatu w stoczni. I mówimy o starych czasach, wyobraź sobie, ile wtedy warte były te pieniądze. A wracając do tego nastolatka, mam nadzieję, że mój gest potraktuje jako docenienie i motywację. Na bilety będzie miał.

Ty zawsze chciałeś wielkich pieniędzy i dążyłeś do milionów, ale za tym szła klasa sportowa.

- Bo mnie to nie usypiało, 23. udane obrony mistrzowskiego pasa przecież mówią same za siebie. Mnie pieniądze nie zepsuły.

I dziś jednym z przywilejów tego, że jesteś człowiekiem ogromnie majętnym, są na przykład okoliczności jachtowe i takie spotkania, jak niedawne z tenisistą Rafaelem Nadalem oraz kierowcą Formuły 1 Fernando Alonso.

- No tak, człowiek obraca się między tymi sławnymi ludźmi. Mam wielu znajomych, którzy zapraszają mnie na takie imprezy. W czwartek (dzisiaj - przyp.) będę na wydarzeniu dużej, niemieckiej firmy w Duesseldorfie. Niedawno poznałem właściciela, to młody chłopak, ale jest naprawdę prężnym przedsiębiorcą, a jego marka już stała się światową.

Z wymienionymi gwiazdami sportu spotkałeś się w Monte Carlo?

- Dokładnie w Monaco, bardzo niedawno. Znamy się już od pewnego czasu i obaj doskonale wiedzą, kim jestem. Alonso był przecież kiedyś w Gdańsku, a w ogóle jedna z historii jest taka, że jego kobieta, nie wiem czy wciąż aktualna, była moją fanką i nawet komentowała moje walki jeszcze wtedy na niemieckim Premiere. Jeden i drugi to bardzo fajni chłopcy, majętni, ale bardzo poukładani i skromni. Doskonale wiedzący, że duży sukces to jest ból i łzy.

Wróćmy do boksu. Czy ty zdajesz sobie sprawę, że Andrzej Fonfara, który po 6 latach okazjonalnie wrócił na ring i nigdy wcześniej nie walczył w wadze ciężkiej, wygrał z 44-latkiem i wskoczył na pierwsze miejsce rankingu polskich "ciężkich"? To jest wprost niewiarygodne.

- To jest najlepsza odpowiedź, jaki jest poziom. Młodzi idą do "fejmów", tam się pchają, chociaż powiem ci, że taki 14-letni Kuba zapala światełko w tunelu. Tak cicho jest o tym, wynik nie odbił się głośniejszym echem, a to jest naprawdę mega sukces! Szkoda, że dużo nie mówimy o takich talencikach.

Tomasz Adamek: Zawsze najlepszy byłem w boksie, a kopanie mi nie wychodziło. WIDEO/Polsat Sport/Polsat Sport

Dobrze, że wywołałeś ten temat i wyczyn Jakuba w Bośni i Hercegowinie. Co przede wszystkim chciałbyś mu przekazać? Jakie słowa powinien szczególnie wziąć sobie do serca?

- Pokora, szacunek, respekt. I determinacja. Nie ma rzeczy niemożliwych, wszystko jest w naszym zasięgu, tylko poprzez ciężką pracę. Praca, praca i jeszcze raz praca. Jeśli mu to powiem, może nie do końca jeszcze zrozumie, ale trzeba mu tłumaczyć, jak to wszystko funkcjonuje. I jeszcze jedno: do każdego pojedynczego treningu musi podchodzić tak, jakby od niego wszystko zależało. Żadnego oglądania się za siebie. A w tym wszystkim musi być sumienny. Dzisiaj jest tyle pokus, koledzy pewnie idą na imprezy, mają mnóstwo atrakcji i je wybierają, a on musi iść na trening. To jak u mnie w starych czasach. Gdańsk, piękna pogoda, wszyscy idą na plaże i radośnie spędzają czas, a ja szedłem na trening. Albo kumple dogadywali się, gdzie tym razem pojadą na wakacje, a ja ruszałem na obóz. Było mnóstwo wyrzeczeń, a jeśli już zdarzyło się, że poszedłem gdzieś się zabawić, to raz, góra dwa razy w roku. Generalnie tygodnie i miesiące upływały pod znakiem ciężkiej pracy. Tym bardziej, że w boksie jeszcze trzeba pilnować i robić wagę, więc nie było łatwo. Ale wiem, że było warto. Dziś jest o tyle trudniej, że jest potok informacji, ze wszystkich stron coś ci oferują i robią kołomyję w głowie. Dlatego też tak ciężko się skoncentrować, ale temu, komu się to uda, dziś jest łatwiej osiągnąć sukces, bo możliwości jest wiele.

Mówisz o szumie informacyjnym, a przecież ze środowiska bokserskiego też idzie dwugłos i młody człowiek ma rozdwojenie jaźni. Z jednej strony ty przekonujesz, dlaczego warto hołdować prawdziwemu sportowi, a z drugiej strony słyszy wielkiego byłego mistrza Tomka Adamka, który poszedł do freak-fightów i relatywizuje, jaką wartość mają te widowiska. Dostaje fortunę i mówi, że byłby głupi, gdyby takim pieniądzom zamykał drogę do kieszeni.

- To jest problem i jest to przykre. Tu już trzeba być czempionem, a nie tylko mistrzem. Mistrzem się bywa, a czempionem się jest.

Dodajmy, że szeroką ławą idą nasze pięściarki, widać wyraźnie, że trener Tomasz Dylak nie rzucał słów na wiatr mówiąc, że są kolejne zawodniczki, zdolne pójść w ślady Julii Szeremety, medalistki olimpijskiej z Paryża.

- To prawda, dzisiaj kobiety mają... Tu ugryzę się w język, ale chyba wiadomo, co chciałbym powiedzieć (śmiech). Świetna sprawa, oby tak dalej.

Rozmawiał Artur Gac

Dariusz Michalczewski potężnym ciosem trafił Richarda Halla - 14 września 2002 rok/RAINER JENSEN/DPA/dpa Picture-Alliance via AFP/AFP
Dariusz Michalczewski/Stanislaw Bielski/REPORTER/East News
Tomasz Adamek/Jonathan Daniel/AFP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem