W roli ślamazarnie poruszającego się w ringu worka treningowego wystąpił w sobotni wieczór Richard Hall. Kiedyś był całkiem niezłym pięściarzem w wadze półciężkiej. Starsi kibice pamiętają pewnie Jamajczyka z dwóch twardych pojedynków z Dariuszem Michalczewskim, walczył też z Royem Jonesem Juniorem. Tak, Hall niezłym pięściarzem BYŁ, ale przeszło dekadę temu. Dzisiaj jest starszym panem do bicia. Od lutego ubiegłego roku kursuje między Moskwą, Florydą, Ontario i Polską zbierając łomot od kogo tylko się da. W kwietniu gładko wypunktował go w Rzeszowie Paweł Kołodziej, w sobotę w Wieliczce równie litościwy dla starszego pana nie był Krzysztof Głowacki i praktycznie zmasakrował go w ringu. Walka Halla z Głowackim była momentami niesmaczna. Niepokonany, czołowy zawodnik wagi junior ciężkiej w Polsce kontra wyblakła, 42-letnia gwiazda sprzed lat. Jamajczyk jest pięściarzem wolnym, rozbitym, a jego ciało, nawet jeżeli głowa chce inaczej, nie nadaje się już do zawodowego uprawiania tak wymagającej dyscypliny sportu, jaką jest boks. Głowacki trafiał Halla jak chciał i gdzie chciał i nie zamierzał odpuszczać. Za punkt honoru postawił sobie znokautowanie rywala. Jamajczyk nie podał mu ręki po ważeniu, więc Głowacki postanowił pięścią nauczyć go dobrych manier. Dopiął swego. Po trzeciej rundzie zalanego krwią Halla poddał lekarz i zakończył rzeź gwiazdy sprzed lat. Nie mam pretensji do Głowackiego. On jest od boksowania. Ciężko trenuje i bierze kolejne walki, aby zarobić na chleb i piąć się w rankingach. Życzę Krzysztofowi jak najlepiej: ma serce do walki, umiejętności. Walcz chłopie o najwyższe laury, ale - i tu uwaga do promotora - z pięściarzami, których ambicje sięgają poza wypłatę, a zalety nie ograniczają się do znanego nazwiska. Krążą słuchy, że w przyszłym roku Głowacki ma się zmierzyć z Francisco Palaciosem. Jestem za. Nie zapłacę rachunków za Halla, Jonesa Jr (położył go na deski Paweł Głażewski - dobry bokser, tyle że bez ciosu) czy innych rozmieniających się na drobne zawodników z dawnych lat. Jak rozpuścili zarobioną w ringu kasę, albo nie potrafią pogodzić się z upływem lat - ich sprawa. Ale z szacunku do boksu nie ściągajcie ich panowie promotorzy do Polski, nie uczestniczcie w tym objazdowym cyrku, który pod względem sportowym nie ma absolutnie żadnej wartości. Autor: Dariusz Jaroń