Czołowy polski bokser walczy o zdrowie. Jest zdecydowana reakcja prezesa PBU
- Dla mnie tylko pierwsza runda była tą, w której Robert Gortat mógł skończyć walkę przed czasem. Powtarzam: mógł, ale nie musiał. A gdyby to zrobił, to dopiero byłby skandal - mówi w rozmowie z dziennikarzem Interii Jarosław Kołkowski, prezes Polskiej Unii Boksu. Poważnym wypadkiem zakończył się sobotni pojedynek wieczoru Michała Soczyńskiego. W wyniku nokautu 27-letni pięściarz, czołowy w naszym kraju, stracił przytomność i został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej, z której - jak przekazał jego brat - został wybudzony.

Artur Gac, Interia: Jaka jest pana ocena pracy Roberta Gortata w roli sędziego ringowego w walce Michała Soczyńskiego?
Jarosław Kołkowski, prezes Polskiej Unii Boksu: - Prawdę mówiąc bardzo dobra. I mówię to zupełnie poważnie. Nie wiem ilu jest sędziów z takim doświadczeniem, którzy zachowaliby się inaczej, ale na pewno niewielu.
Tak się akurat składa, że jestem kilka minut po ponownym obejrzeniu 1. rundy. I jeden z komentatorów mówił, że za chwilę sędzia Gortat może to wszystko przerwać. Nie ukrywam, jestem zaskoczony pana stanowiskiem. Według mnie było kilka momentów, gdy pojedynek można było zastopować. Poczynając od pierwszej rundy. Gdyby już wtedy wkroczył do akcji, to absolutnie nie byłaby pochopna decyzja.
- Wie pan, takie stawianie sprawy fachowo nazywa się pełzającym determinizmem. I strasznie tego nie lubię, bo mam z tym bardzo często do czynienia w pracy zawodowej. Czyli ludzie nie oceniają zdarzeń przez pryzmat okoliczności, które im towarzyszyły, tylko przez pryzmat tego, co się stało później, a o czym nie można było wiedzieć. Rozumiem, że po drugiej rundzie, w której to Ukrainiec leżał na deskach, też pan uważał, że walka powinna być przerwana w pierwszej rundzie, tak?
Niewłaściwie stawia pan sprawę. Gdyby walka została przerwana w pierwszej rundzie, w ogóle nie byłoby wydarzeń rundy drugiej i późniejszych.
- Ale mówi to pan tylko dlatego, że w siódmej rundzie Michał Soczyński został ciężko znokautowany. To jest po prostu nieuczciwe. W pierwszych rundach w walkach o tytuł, 10- czy 12-rundowych, zawodnicy mają najwięcej siły i najszybciej się regenerują. Robert Gortat absolutnie nie musiał tej walki przerywać w pierwszej rundzie.
Ja oceniałem wydarzenia "tu i teraz", a nie wybiegałem, co może wydarzyć się później. Przez większość pierwszej rundy Michał potężnie obrywał i walczył o przetrwanie.
- Proszę pozwolić mi skończyć… Po pierwsze, komentujący dziennikarz nie przesądził, że sędzia powinien skończyć walkę, tylko że mógłby to zrobić. Ale wszyscy byli szczęśliwi, że nie skończył. Na tej samej zasadzie można by oceniać Jacka Reissa, który puścił pierwszą walkę Fury'ego z Wilderem, gdy Tyson trzasnął o ring jak kłoda - i to w dwunastej rundzie, kiedy już obaj byli bardzo zmęczeni. Prawda jest taka, że nawet na szkoleniach międzynarodowych sędziów wszyscy tłumaczą, że w walkach o tytuł, w sytuacji tego rodzaju, jeśli można puścić walkę, to należy to robić, zwłaszcza w początkowych rundach. Oczywiście, gdyby Robert przerwał tę walkę, to zgodnie z przepisami nikt by się nie przyczepił. Inna rzecz, że pewnie nie wyszedłby z tej sali, a wtedy jestem przekonany, że wszyscy ci sami mądrale, którzy dziś wieszają na nim psy, wieszaliby je na nim jeszcze bardziej, że za wcześnie przerwał. Powtórzę, jeśli w walce o tytuł w pierwszej rundzie nie ma ewidentnego powodu do przerwania walki, to na całym świecie w każdej federacji uczą, żeby taką walkę puścić dalej.
To nie był pojedynek o żaden poważny tytuł. Owszem, w puli był pas, ale nie prestiżowy, tylko WBC Baltic wagi junior ciężkiej.
- Dobrze, w porządku, to był tytuł regionalny, a reguły walki są takie same. Tak samo trzeba się przygotować na 10 rund, a nie np. 6 czy 8. Gdyby to była walka o tytuł mistrza Polski, mówiłbym to samo. To pan deprecjonuje rangę tej walki, jakby w zależności od rangi pasa obowiązywały inne przepisy. Nie obowiązują. Nie jest powodem do przerwania walki w pierwszej rundzie tylko to, że zawodnik dwa razy padł na deski. Padł na deski, ale nie był nieprzytomny. Świadomie klinczował, odpowiadał na komendy. Dlaczego Robert miałby to przerywać? Bo wiadomo, co stało się w siódmej rundzie, tak?
Nie. Mówiłem panu, że to bez sensu logika, bo gdyby przerwał w pierwszej, siódma runda nigdy by się nie wydarzyła. Ja panu powiem, jaka jest moja optyka. Uważam, że w pierwszej rundzie były niepodważalne okoliczności, by tę walkę zakończyć już na tym etapie, ale nie twierdzę, że sędzia powinien był to zrobić arbitralnie. Natomiast, według mnie, granicznym momentem była właśnie siódma runda. Zanim doszło do tragedii, widziałem Soczyńskiego, któremu charakter nie pozwalał się poddać, ale mową ciała przy przyklęknięciu wołał o pomoc. I proszę prześledzić moje reakcje oraz komentarze, ja nie jestem za gladiatorką w ringu. Na pierwszym miejscu powinno stać zdrowie zawodnika, a nie igrzyska.
- Ale pan to mówi dlatego właśnie, że była siódma runda i ciężki nokaut. Gdyby nie to, w ogóle nie mielibyśmy tej rozmowy i nie krytykowałby pan sędziego za to, że nie przerwał walki w pierwszej rundzie. A co do rzekomego wołania o pomoc, to - przynajmniej z punktu widzenia sędziego ringowego - nie jest nim przyklęknięcie. Jest dokładnie odwrotnie. Sędzia ringowy widząc przyklęknięcie, dostaje sygnał, że zawodnik kontroluje sytuację. Daje się wyliczyć, żeby odzyskać siły i zapobiec poważniejszemu urazowi. To jest taktyka, a nie wołanie o pomoc. Zresztą takie podpowiedzi Michał cały czas słyszał spoza ringu i na nie reagował, co tylko potwierdza, że był cały czas w pełni świadomy tego, co się dzieje i co powinien robić. Dla mnie tylko pierwsza runda była tą, w której Robert mógł skończyć walkę przed czasem. Powtarzam: mógł, ale nie musiał. A gdyby to zrobił, to dopiero byłby skandal.
Robertowi Gortatowi, tak jak nam wszystkim, jest bardzo przykro z powodu tego, jak ta walka się skończyła. On jest w trakcie przepracowywania tego. Dzisiaj (w niedzielę – przyp.) rozmawiałem z nim kilkukrotnie, w sobotę przegadaliśmy cały wieczór. On to też analizował i powiedział mi wprost, że gdyby jeszcze raz prowadził tę walkę, to postąpiłby absolutnie tak samo.
Dlaczego skandal?
- Gdyby ją skończył przez poddanie lub przez dyskwalifikację, odpowiadałbym na inne pytania. Bo sędzia mógł spokojnie zdyskwalifikować Soczyńskiego za to, co robił jego narożnik.
No właśnie, mamy tę drugą historię. Według pana kopnięcie wiaderka z wodą i wylanie na ring po pierwszej rundzie było intencjonalne?
- Ależ oczywiście, przecież ja byłem obok, w ogóle nie ma nawet o czym gadać. Oni celowo wylali wiadro wody w narożniku.
Ta sytuacja plus z ochraniaczem na szczękę sprawiły, że Soczyński dostał około pół minuty ekstra czasu.
- Bo zgubili drugi ochraniacz. Nie wiem, czy celowo, czy przez niedopatrzenie. W każdym razie przez chwilę szukali go przy ringu.
Tych okoliczności sędzia nie powinien brać pod uwagę. Fakt jest bezsprzeczny, że Soczyński dostał za dużo czasu.
- Czyli rozumiem, iż pan twierdzi, że Robert powinien go wtedy zdyskwalifikować?
Jeśli to wynika z przepisów, to tak. Niestety ofiarą musiałby być Michał.
- Okay, tu się z panem zgadzam. Niech pan to napisze. Chętnie to przeczytam i zobaczę, jaka będzie reakcja kibiców, że Soczyński powinien być zdyskwalifikowany. Ale ja wiem o tym, że pan tego nie napisze, bo lepiej szukać sensacji i uderzać w sędziego, zamiast wyrazić coś, za co pan by dostał krytykę.
O jakim szukaniu sensacji pan mówi?
- Ponieważ są tacy, którzy jednego razu krzyczą, że jakaś walka została za wcześnie przerwana, a gdy tylko jest okazja, uderzają w sędziego, który nie mógł wszystkiego przewidzieć. To jest niestety boks i takie sytuacje graniczne są nieuniknione. Jakkolwiek oczywiście trzeba robić wszystko, by takie przypadki wyeliminować, tak one będą się zdarzały. Gdybym wiedział to, co dzisiaj, pewnie na miejscu Roberta Gortata przerwałbym tę walkę, tylko że wtedy nikt nie wiedział, jaki będzie finał. Natomiast jestem przekonany, że na tamten moment sędzia podjął absolutnie słuszną decyzję. I nie jestem w stanie znaleźć dla niego żadnego słowa krytycznego, bo nie popełnił błędu. On kontrolował wszystko, co się dzieje.
Mówi pan, że sędzia nie popełnił błędu, a jednocześnie dał pan do zrozumienia, że gdyby przerwał za szybko, to co później spotkałoby go w hali.
- Dodałem to tylko na marginesie, to nie jest powód do rozważań.
Według mnie jest o tyle, że w tego typu sytuacjach pojawia się pogląd u opinii publicznej, iż sędzia-rodak zawodnika gospodarzy też czuje presję, "dźwiga" jego rekord bez porażki, wie że jest pięściarzem promotora, który stoi za organizacją gali. Generalnie wszyscy chcą, by miejscowy wygrał, wobec czego arbiter też to wszystko ma z tyłu głowy i podświadomie może czuć, że jest zobligowany do "podholowania" tego sportowca tak długo, jak się da.
- To nie ma nic do rzeczy, czy to jest promotor taki czy owaki. W ogóle nie wiem, skąd się tu wziął promotor. To nie promotor decyduje o obsadzie sędziowskiej i to nie promotor płaci sędziemu. Tego typu sytuacje graniczne są rozstrzygane w ten sposób, żeby puścić walkę, jeśli można to zrobić. Nie z uwagi na promotora i widowisko, by ludzie oglądali gladiatorów, tylko przez wzgląd na karierę tego zawodnika, aby pochopną decyzją go nie skrzywdzić. Bo on później, i często to się dzieje, ma ogromne pretensje, że z jego punktu widzenia ktoś mu złamał karierę. W walkach WBC obowiązuje reguła, że nawet trzy nokdauny w rundzie nie skutkują przerwaniem walki przez techniczny nokaut. Jeszcze raz powtarzam: w pierwszych rundach, gdy zawodnicy najszybciej się regenerują, gdy mają najwięcej siły i zachowują przytomność, nie ma podstaw do przerwania walki.
Czy zapadną jakieś decyzje ws. sędziego Gortata?
- Nie, żadnej. Myśmy to naprawdę mocno przeanalizowali, moja rozmowa z panem jest poprzedzona gruntowną analizą tego, co się wydarzyło.
Znając sędziego Gortata będzie chciał jak najszybciej wrócić i przepracować tę sytuację, czy będzie potrzebował dłuższego odpoczynku?
- Robertowi, tak jak nam wszystkim, jest bardzo przykro z powodu tego, jak ta walka się skończyła. On jest w trakcie przepracowywania tego. Dzisiaj (w niedzielę - przyp.) rozmawiałem z nim kilkukrotnie, w sobotę przegadaliśmy cały wieczór. On to też analizował i powiedział mi wprost, że gdyby jeszcze raz prowadził tę walkę, to postąpiłby absolutnie tak samo.
Gdyby w ponurym, ale nie najtragiczniejszym scenariuszu, Michał Soczyński nie był zdolny boksować i wymagał wieloletniej pomocy, co się dzieje w takiej sytuacji? Jak wygląda kwestia ubezpieczenia? Co zapewnia Polska Unia Boksu?
- Polska Unia Boksu nie zajmuje się ubezpieczaniem zawodników, natomiast dzięki temu, że w walce stawką był tytuł WBC, obowiązkowo musiały być wykupione polisy ubezpieczeniowe, wymagane przez WBC.
Jakiego rzędu wypłaty wchodzą w grę?
- Maksymalnie jest to jednorazowo 100 tysięcy dolarów. Być może dojdzie jeszcze indywidualne ubezpieczenie, ale nie wiem, czy Michał takie posiada.
Rozmawiał Artur Gac
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: artur.gac@firma.interia.pl












