Haney (31-0, 15 KO) do niedawana był niekwestionowanym mistrzem świata wagi lekkiej, ale pod koniec listopada zwakował wszystkie swoje pasy. Jeśli komuś wydawało, że w wyższej kategorii Amerykanin może mieć jakieś problemy, to po starciu w San Francisco nie powinien mieć już żadnych wątpliwości. Haney zwyciężył pewnie na punkty, wszyscy trzej sędziowie dali mu wygraną 120:107. Haney wygrał każdą rundę w sobotę dzięki precyzyjnemu uderzaniu i doskonałym prostym, a w trzeciej rundzie posłał swojego rywala nawet na deski. Boks. Regis Prograis z niechlubnym rekordem Już pod koniec trzeciej rundy prawe oko Prograisa (29-2, 24 KO) zaczęło puchnąć, a później doznał urazu nosa, który zaczął obficie krwawić. O przewadze nowego mistrza świata federacji WBC w wadze junior półśredniej świadczą statystyki ciosów. Haney bił częściej i celniej - 129/367 (35,1 procent), natomiast Prograis trafiał na niskim procencie - 36/363 (9,9 procent). Jak podał Przemek Garcarczyk, korespondent Polsatu Sport, na portalu społecznościowym, tak mała liczna celnych uderzeń jest niechlubnym rekordem w 12-rundowym pojedynku. Prograis "pobił" go o dwa ciosy.