Marcin Tybura po blisko ośmiu miesiącach wrócił do oktagonu UFC, by skrzyżować rękawicę z niezwykle eksplozywnym Tai Tuivasą. Polak ostatni raz w akcji pojawił się w lipcu. Wówczas przegrał przez techniczny nokaut. Jego pogromcą okazał się znany polskim kibicom Tom Aspinall. Dla wojownika z Uniejowa było to 19. starcie w największej organizacji MMA na świecie. Wcześniej w UFC miał na koncie 11 wygranych walk, siedmiokrotnie z kolei musiał uznawać wyższość rywala. Warto zaznaczyć fakt, iż Tybura po raz trzeci dostąpił zaszczytu wystąpienia w walce wieczoru gali UFC. Szalony plan na walkę Usyka i Fury'ego. Decyzja w toku. Tego jeszcze nie było Jako że panowie mierzyli się w main evencie, to starcie było zakontraktowane na pięć rund po pięć minut. Wiadome było jednak, że Australijczyk, będzie najgroźniejszy w pierwszej i drugiej odsłonie. "Bam bam" w tych rundach skończył aż 12 oponentów. UFC: Marcin Tybura z efektownym triumfem Zawodników zapowiedział legendarny konferansjer Bruce Buffer. I zaczęło się! To był prawdziwy ogień od pierwszych sekund. Tuivasa trafił Polaka soczystym łokciem i już na samym początku rozciął wojownikowi znad Wisły czoło. Biało-Czerwony zdołał jednak przerwać trudne chwile i ruszył z kontratakiem. Po chwili poszedł jednak po sprowadzenie i przeniósł bój do parteru. "Tybur" udanie wpiął się "Bam Bamowi" za plecy i konsekwentnie szukał poddania. Polak przez długi czas trzymał rękę na szyi oponenta, ale ten resztkami sił starał się bronić. Na niewiele się to zdało, bowiem Tuivasa miał odcięty dopływ tlenu. Nie poddał się, ale padł nieprzytomny, a sędzia szybko przerwał walkę.