W pierwszej walce z Wilderem to właśnie Davison prowadził "Króla Cyganów" do boju. Anglik dwukrotnie zapoznał się z matą ringu - w dziewiątej i dwunastej rundzie, a mimo tego zdecydowana większość ekspertów do dziś twierdzi, że werdykt sędziów przyznający wtedy remis był bardzo krzywdzący dla Brytyjczyka. Trochę słabsza wrześniowa potyczka z Otto Wallinem sprawiła jednak, że Fury zdecydował się na roszady.- Nasze relacje zawodowe nie mają większego wpływu na relacje prywatne. Nic się nie zmieniło, czasem po prostu takie rzeczy się zdarzają. Nie ma sensu wchodzić w szczegóły tej decyzji, a przyjaciółmi nadal pozostajemy. Bo jeśli kończy się współpraca na płaszczyźnie zawodowej, a jednocześnie pogarszają się stosunki prywatne, to znaczy, że ta przyjaźń nie była szczera ani prawdziwa. Tyson zna siebie i chyba wie, co dla niego najlepsze. Nie wykluczam, że kiedyś znów podejmiemy współpracę. Tak samo jest przecież teraz z Billy Joe Saundersem, z którym się rozchodziłem, a znów trenujemy razem. Z nim również łączą mnie przyjacielskie stosunki - kontynuował Davison.- Wierzę, że Tyson pokona w rewanżu Wildera i z całego serca ściskam za niego kciuki. I na pewno będę w Las Vegas, żeby zobaczyć, jak z nim wygrywa - dodał były już szkoleniowiec.Przypomnijmy, że do drugiej walki "Króla Cyganów" z "Brązowym Bombardierem" dojdzie już 22 lutego. W stawce ponownie znajdzie się pas federacji WBC wagi ciężkiej. Dla Amerykanina będzie to już jedenasta obrona tytułu.