W czasie igrzysk olimpijskich w Paryżu zrobiło się bardzo głośno o Algierce Imane Khelif i Lin Yu Ting z Tajwanu. U obu w czasie ostatnich mistrzostw świata stwierdzono zbyt wysoki poziom testosteronu. Z tego powodu pięściarski zostały wycofane z rywalizacji. Wiele zamieszania wprowadziła Włoszka Angela Carini. Ta przegrała z Khelif, bo po 46 sekundach walki zrezygnowała z niej, twierdząc, że Algierka uderza, jak mężczyzna. Kontrowersje wokół bokserki z Algierii. Polka wyszła z nią do ringu i nie ma wątpliwości Afera w boksie. Trener polskiej kadry skomentował. Rzucił nowe światło na sprawę Tak ruszył walec, który przejechał przez Internet. Do dyskusji włączyli się wszyscy. A najbardziej aktywni są politycy. Tymczasem sprawa wcale nie jest do końca jasna. Międzynarodowy Komitet Olimpijski wydał specjalne oświadczenie, w którym stwierdził, że Khelif miała prawo startu w igrzyskach. Dziś Włoszka nie krzyczy już tak głośno, że Algierka jest mężczyzną. Carini przyznała, że szanuje opinię MKOl. Mówiła, że jej zachowanie związane było ze złością po porażce. Trenerze włoska pięściarka się wygłupiła? - Uważam, że Włoszka była pewna przegranej i ustalili z trenerem taktykę, że odpuszczają walkę. Wiedzieli, że nie mają najmniejszej szansy. Nie wiem do końca, jak rzeczywiście jest z Algierką. Aneta Rygielska walczyła z tą dziewczyną dwa lata temu i walka była dość równa. Przegrała ją minimalnie. Poszła zatem za duża propaganda, jeśli chodzi o tę pięściarkę. Z tego, co ja wiem, to ona urodziła się jako kobieta. Półtora roku temu nie przeszła jednak badań płci. Miała za duży poziom testosteronu i nie zgadzały się hormony. Została wówczas zdyskwalifikowana, a teraz dopuścili ją do startu. Sytuacja jest trudna, ale to, co zrobiła Carini, to była dla mnie próba zwyciężenia, ale nie w ringu. To ma coś wspólnego z fair play? - Sytuacja jest bardzo kontrowersyjna. Ile osób, tyle zdań. Osoby spoza świata bokserskiego, które nie znają tej zawodniczki, uważają, że to jest pięściarka, która była mężczyzną, a potem zmieniła płeć i teraz startuje wśród kobiet. A to nie jest prawda. Była kobietą, ale coś nie zgadza się w jej hormonach. Taka sama sytuacja jest z Lin Yu Ting z Tajwanu, która startuje w wadze Julki Szeremety. Niue widzieliśmy jednak badań i nie wiemy, jak to wygląda dokładnie. Po prostu wychodzimy do walki i walczymy, a nie szukamy ucieczki od rywalizacji. "Czytamy takie rzeczy i się śmiejemy" W Paryżu jest głośno o tych dwóch przypadkach, ale to jest problem kobiecego boksu? - Wydaje mi się, że nie. To są sporadyczne przypadki, o których głośno zrobiło się dopiero teraz. Trenerzy dokładnie znają tę Algierkę, bo ona startuje od wielu lat. Słyszałem wypowiedź Kellie Harrington, mistrzyni olimpijskiej, która powiedziała, że nie będzie walczyła z takimi zawodniczkami, a przecież dwa lata temu z nią walczyła i wygrała z nią gładko. Kiedy czytamy takie rzeczy, to się po prostu śmiejemy z tego. W dzisiejszym świecie, w którym mamy do czynienia z ciągłym hejtem, taka sytuacja może doprowadzić do tragedii. - I znowu wracamy do tego, że sprawa nie jest łatwa. Jeśli Algierka ma bowiem wysoki poziom testosteronu i nie jest do końca kobietą, to nie powinna walczyć w tym sporcie, bo to jest zagrożenie życia. To jednak, co się wylało, nie jest do końca prawdą. Wydaje mi się, ze MKOl dopiero w Paryżu zrobi jej badania i dopiero wtedy będziemy mądrzejsi. Może być nawet tak, że Algierka będzie zdyskwalifikowana po igrzyskach i ktoś dostanie za nią medal. To jest jednak tylko i wyłącznie gdybanie w tym momencie. W Paryżu - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport