Helenius, który w swoich dwóch ostatnich walkach mierzył się z... Adamem Kownackim (oba starcia wygrał) miał być przeciwnikiem, który pomoże się odbudować Wilderowi po porażkach w pojedynkach z Tysonem Furym (w lutym 2020 i październiku 2021 roku). 36-letni zawodnik nie zawiódł pokładanych w nim oczekiwań. Deontay Wilder poruszony na konferencji prasowej Fin, choć starał się nacierać, szybko "nadział" się na atomowy cios przeciwnika i padł na deski jak rażony piorunem. Sędzia ekspresowo zakończył pojedynek. Jeżeli wierzyć medialnym przekazom, kolejnym rywalem Amerykanina będzie Andy Ruiz. Jeżeli Wilder z nim wygra, stanie się pretendentem do walki o pas federacji WBC, który dzierży "Gypsy King". Wilder tuż po walce okazał swojemu przeciwnikowi wiele współczucia. - Mam nadzieję, że wszystko będzie z nim w porządku i wróci do swojej rodziny - mówił w trakcie konferencji prasowej. Pozwolił sobie przy tym na wywód na temat gigantycznego ryzyka, z którym wiąże się boks. - Mówimy o efektownych nokautach, ale... jak bardzo ci ludzie cierpią? Teraz, kolejnego dnia, dwa tygodnie później? Lata później? Zobaczcie na przykład Colony - dodał, odnosząc się do niezwykle przykrej historii amerykańskiego pięściarza, który w 2017 roku, jako zaledwie 23-latek otrzymał w trakcie walki cios w tył głowy, po którym nastąpiło ciężkie uszkodzenie mózgu. Pozostaje w stanie wegetatywnym. - Nie ma dzieci... - kontynuował Wilder, choć z każdym kolejnym słowem stawał się bardziej przejęty. - Nigdy nie dowie się, jak to jest być czyimś ojcem! To najpiękniejsza rzecz na świecie: być dla kogoś ojcem! - krzyczał. Pięściarz dodał też, że choć Colony chciał się troszczyć o swoją rodzinę, teraz "to ona musi się o niego troszczyć do końca życia".