- Na razie nie ma o czym mówić - komentuje sprawę polski mistrz świata. - Dostałem co prawda od Dona Kinga kontrakt na walkę rewanżową z Briggsem, ale to jeszcze nic nie znaczy. Jest zbyt wiele przeszkód do pokonania. Największe z nich to problemy Briggsa z Showtime, oraz fakt, że zarówno ja, jak reprezentujący mnie menedżerowie wolelibyśmy walczyć w sierpniu z Glenem Johnsonem, a dopiero później z Briggsem. Taki jest nasz plan. Paul Briggs, który ma stoczyć następną walkę już 16 czerwca z Argentyńczykiem Jose Clavero w swoim rodzinnym Brisbane twierdzi, że kontrakt ma "zaklepany" i mocno przygotowuje się do sierpniowego pojedynku. - W sierpniu będę w życiowej formie - mówi Briggs. - Podczas ostatniej walki z Adamkiem prawie go znokautowałem, a byłem w najgorszej formie mojego życia. Byłem bardzo rozczarowany tym, co pokazałem na ringu w Chicago. Jestem pewien, że to się więcej nie powtórzy. Odbiorę, co mi się należy. Nie komentując buńczucznych wypowiedzi Briggsa, bo to przecież specyfika zawodowego pięściarstwa, bardziej interesujący jest sierpniowy termin walki podawany przez Australijczyka. Jak powiedział INTERIA.PL Tomek Adamek, w czwartek dostał od Dona Kinga propozycję walki w sierpniu z Briggsem, ale "nie mamy żadnych szczegółów, nie było mowy o pieniądzach, więc tak naprawdę nic się w naszych planach nie zmieniło. Chcemy walczyć 5 sierpnia z Glenem Johnsonem. Tego też chce Showtime, które bierze ewentualność mojej walki z Briggsem tylko wtedy, jeśli Australijczyk zrezygnuje ze swojego czerwcowego pojedynku. Jestem pewien, że takiej kolejności walk - najpierw Johnson, a później Briggs - chcieliby też kibice. A oni są przecież najważniejsi". Przemysław Garczarczyk